niedziela, 30 grudnia 2012

Koniec tajemnic


Jeeeest rozdział :D Trochę mi to zajęło, ale... miałam inne rzeczy na głowie:D Ten rozdział na próbę napisałam bez podziałów na "Lucy", "Amber", "Coral City" i "Milano Spring". Za to zastosowałam akapity :) Jak Wam się podoba? Jak jest lepiej? Czekam na opinie i zapraszam do czytania:D



Właściwie to co mi odwaliło? Chyba z nadmiaru świeżego powietrza coś mi się zatkało w mózgu. Tak, to zdecydowanie brak spalin tak na mnie podziałał. Pocałować Amber, też mi coś! Refleksja przyszła za późno, bo już leżałam w łóżku. Czego ona będzie teraz chciała? Związku? Niedoczekanie, ponad wszystko cenię sobie wolność, szczególnie po ostatniej dziewczynie i jej dziwactwach. Nawet jeśli bym chciała to rozwijać, to  i tak kiedyś wrócę do Coral City i co wtedy? Będzie za mną jeździła jak Stacy? Nie, zdecydowanie muszę to uciąć. Szybko i bezboleśnie pozbawić ją złudzeń.

Amber siedziała przy wielkim, drewnianym stole. Głowę miała spuszczoną, a dłonie położyła na złączonych kolanach. „Wiemy o twoich preferencjach”, słowa wypowiedziane kilka minut temu przez ojca nadal brzmiały w jej głowie, powtarzały się nieznośnym, drążącym echem. Dziewczyna się bała. Miała do tego prawo, przecież nie mogła wymagać od rodziców, by zaakceptowali jej ułomność. Sama nie do końca ją akceptowała, a co dopiero oni, ludzie poprzedniego pokolenia. Siedziała więc ze spuszczoną głową, a pod jej powiekami zbierały się łzy. W końcu zebrała się na odwagę, zaczerpnęła powietrza w płuca i odezwała się cicho.
- Przepraszam – tylko na tyle było ją stać. Gardło nadal było zaciśnięte. Oni zapewne oczekiwali zaprzeczenia, ale wiedziała, że to bez sensu. Zaczęła zastanawiać się, co teraz zrobią? Wyrzucą ją z domu? Poddadzą egzorcyzmom? Najczarniejsze scenariusze biły się w jej myślach o tytuł tego najbardziej przerażająco prawdopodobnego. Podskoczyła, kiedy poczuła ciężką dłoń ojca na ramieniu.
- Popatrz na mnie, Amber.
Podniosła głowę, zgodnie z jego życzeniem. Miała prze sobą obraz tak dobrze znany. Jasne, niebieskie oczy patrzyły na nią spokojnie. Wokół nich bez problemu można było zauważyć siatkę drobnych zmarszczek. Na skroniach ojca niektóre włosy przybrały już barwę popiołu. Starzał się. Nie potrzebował takich rewelacji. Zasługiwał na coś lepszego niż córka, która jest dziwadłem. Nie umiała powstrzymać łez, otarła je wierzchem dłoni i pokręciła głową.
- Przepraszam was, naprawdę, nie mam na to wpływu. Nigdy nie miałam.
Ojciec przytulił ją. Była zdziwiona, oczywiście nigdy nie podniósł na nią ręki, ale takie zachowanie było całkowicie nieadekwatne do sytuacji. Zacisnęła powieki, nieruchomiejąc. Chciała zniknąć, nie ranić tych, których kochała, nie stawać przed nieuniknionymi, trudnymi wyborami. Z odrętwienia wyrwał ją łagodny głos matki.
- Tysiące, jeśli nie miliony rodziców na całym świecie, kiedy dowiadują się o tym, że ich dziecko czuje „inaczej” twierdzą, że go nie znało. Teraz okazuje się, że to ty nie znasz nas, kochanie. Jesteś naszym dzieckiem i być może nie jesteśmy zachwyceni ta wiadomością, ale przecież nie wydziedziczymy cię.
Amber podniosła głowę i popatrzyła na matkę z niedowierzaniem.
- Nie jesteście źli?
- Cóż, posiadanie homoseksualnego dziecka nie jest szczytem naszych marzeń – stwierdził ojciec – szczególnie, że żyjemy w dość hermetycznym środowisku, ale nie myślałaś chyba, że to jak czujesz zmieni nasze podejście do ciebie?
Było jej głupio. Przecież tak właśnie myślała. Obawiała się wybuchów złości, wyrzutów, awantur. Tymczasem oni ją akceptowali. Dziewczyna nie mogła wyjść ze zdziwienia. Być może świat nie był jednak tak beznadziejny jak wydawało jej się tego ranka.

         - Mandy, ruszże się, nie mamy całego dnia! – Tatiana z niecierpliwością patrzyła na koleżankę, podziwiającą ogromne akwarium, wbudowane w ścianę centrum handlowego. Z wściekłością przeklinała siebie za własną uległość. Gdyby nie zgodziła się na podróż metrem „Och, Tat, nigdy nie jechałam metrem!” już dawno byłyby na castingu. Pociągnęła Mandy za rękaw i niemal siłą wepchnęła do windy, która zawiozła je na dwunaste piętro wieżowca Tuwnico, gdzie odbywały się eliminacje do siódmej edycji „Modelek Roku”. Program miał na celu wyłonienie z setek dziewcząt, dwunastu kandydatek konkurujących o miano Modelki Roku. Laureatka konkursu wygrywała potężną nagrodę pieniężną i podpisywała kontrakt z Frost Model – największą i najbardziej prestiżową agencją modelek w kraju. Dotychczas panna Carolenko gardziła podobnymi programami, nazywając je wylęgarnią szkieletów, jednak w obecnej sytuacji nie miała wyboru. Albo to, albo etat w sklepie z odzieżą. Oczywiście, nie było nic złego w pracy w handlu, Tatiana szanowała przedstawicieli wszelkich profesji, jednak pieniądze, jakie zarobiłaby w sklepie wystarczyłyby jej na opłacenie połowy miesięcznego czynszu. Dziewczyna zauważyła malujące się rozczarowanie na twarzy Mandy, gdy weszły do pomieszczenia gdzie razem ze swoimi konkurentkami miały czekać na wezwanie komisji.
- Zdziwiona? – uśmiechnęła się lekko – spodziewałaś się drinków i skórzanych sof? Niedoczekanie. Takie luksusy są tylko na pokaz, przed kamery. Tak jest wszędzie. Te szczęściary, które przejdą dalej będą udzielać się towarzysko, pic drinki z palemką i dostawać prezenty w postaci ciuchów i kosmetyków w zamian za promowanie marek. Te, które odpadną, wrócą do szarej rzeczywistości, zostanie im nadzieja, że „może innym razem…”.
Mandy kiwnęła głową.
- Świat showbiznesu jest bardziej zakłamany niż mi się wydawało. – mruknęła odbierając swój numer od kobiety siedzącej za biurkiem ze sklejki. W pomieszczeniu tłoczyło się mnóstwo pięknych, wysokich i szczupłych dziewczyn. Niektóre rozmawiały między sobą, inne co chwila gdzieś dzwoniły i zdawały relacje podekscytowanym głosem. Jeszcze inne siedziały w pod ścianami z książkami czy czasopismami i czekały, aż zostaną wezwane.
- To zaledwie wierzchołek góry lodowej, kochana. Na tym etapie każdy stara się jeszcze udawać, że jest sprawiedliwym, nieprzekupnym profesjonalistą. Prawdziwe gówno zacznie się na etapie wyłaniania Modelek Miesiąca.
- Jak to?
- Sama zobaczysz – Tatiana uśmiechnęła się, wyciągnęła telefon i zaczęła namiętnie smsować.
        
         Susan Flores, ubrana w kwiecistą podomkę siedziała na werandzie popijając owocową herbatę doprawioną odrobiną miodu. Dzień był ciepły, jak na tę porę roku, mogła więc pozwolić sobie na chwilę wypoczynku na świeżym powietrzu. Kiedy poprzedniego wieczora Lucy wróciła do domu zarumieniona i szczęśliwa, a dodatkowo ubrana w przepiękną sukienkę – prezent od jej przyjaciółek – z satysfakcją odnotowała w myślach swoje małe zwycięstwo. Ta dziewczyna wyjdzie jeszcze na ludzi! Owszem była nieco pyskata i nieokiełznana, ale z pomocą opatrzności i niezastąpionego „Kółka” utemperuje ten charakterek. Przecież chciała dobrze, prawda? Kto to słyszał, by dwudziestoletnia dziewczyna nie miała żadnego kawalera? Z drugiej strony czemu się dziwić? Jaki, szanujący się mężczyzna wziąłby sobie za żonę, kobietę pracująca w szynku? Susan skarciła się w myślach. Pub Jack’a Sullivana nie miał z szynkiem nic wspólnego. Jednak fakty pozostawały faktami. Kobieta ani razu nie odnotowała obecności Lucy na mszy. Zauważyła, że dziewczyna nie interesowała się obowiązkami domowymi. Te wszystkie niepokojące objawy były jednak niczym. Przecież pannica założyła sukienkę! Czyli była na dobrej drodze. Susan kątem oka zerknęła na ścieżkę przed domem, zauważyła leżący na niej płaski, biały przedmiot. Kobieta bez wahania wstała i podniosła kopertę, na której ktoś równym, okrągłym pismem zapisał jej imię. Niecierpliwiąc się, wróciła do stolika i otworzyła list. Czyżby jakiś dawny adorator wrócił do Milano Spring? To by dopiero było wydarzenie! Cała jej ekscytacja prysła, niczym bańka mydlana, a w jej miejsce pojawiło się zdenerwowanie i zniesmaczenie. Treść listu musiała być żartem. Niesmacznym żartem w najgorszym guście. Jeśli jednak nie? Jeżeli anonim, chciał zwrócić jej uwagę na obrzydliwe acz prawdziwe oblicze Lucy? Kobieta weszła do domu i weszła po schodach, starając się zachować spokojny wyraz twarzy. Jak jednak miała być spokojna w obliczu takich faktów?! Bez pukania weszła do pokoju bratanicy. Zastała ją leżącą na łóżku z telefonem w ręku. Dziewczyna rzuciła jej zniecierpliwione spojrzenie.
- Się puka. – Oznajmiła nonszalancko, po czym przypominając sobie z kim rozmawia usiadła i poprawiła się. – To znaczy, dzień dobry ciociu.
- Jaki dobry? Co ty opowiadasz? Wiesz, nie spodziewałam się po tobie takich rzeczy! Jesteś co prawda rozpuszczona, ale żeby takie coś! – Susan była poruszona do żywego. Ta rozmowa miała wyglądać zupełnie inaczej, jednak nie udało się jej utrzymać nerwów na wodzy.
- Ale o co ci chodzi? – Lucy zmrużyła oczy i z powrotem położyła się na łóżku. A raczej rozwaliła, jak robotnik po zakończeniu pracy.
- O co chodzi? O co chodzi? – Kobieta z przerażeniem odnotowała fakt, że jej głos brzmi niepokojąco piskliwie, ale z drugiej strony miała pełne prawo histeryzować. Rzuciła w dziewczynę listem i aż sapnęła z oburzenia. – Może ty mi wyjaśnisz o co chodzi?
- O, dostałaś list – dziewczyna niechętnie i bez zainteresowania podniosła kartkę i zapoznała się z jej treścią - „Twoja bratanica woli dziewczynki”. Wow. Ktoś się postarał, tak ładnie powycinał literki z gazet…
- I ty przyjmujesz to tak spokojnie?
- Właściwie to nie, wolę oddawać stare gazety na makulaturę, wiesz wycinka drzew w Amazonii i tak dalej. No ale, co kto lubi, nie?
- Luciano Flores! Dobrze wiesz, że nie chodzi mi o list, a o jego treść! Co masz mi do powiedzenia na ten temat? – Susan była na skraju wyczerpania nerwowego. Nie rozumiała jak dziewczyna może tak spokojnie odnosić się do stawianych jej zarzutów.
- No… powiem ci, że ktoś kto wysłał ten list, nie odkrył Ameryki.
- Czyli…nie…czyli, że nie zaprzeczasz? – Kobieta oparła się o ścianę, to nie mogła być prawda! Lucy cmoknęła i przejechała językiem po zębach, po czym spojrzała na ciotkę z zaciekawieniem.
- Dlaczego miałabym zaprzeczać? Przecież to prawda… ciociu? – Dziewczyna jednym susem pokonała odległość dzieląca ją od ciotki i pomogła omdlewającej kobiecie usiąść na łóżku. – Dać ci wody?
- Ty… nie… nie dotykaj mnie! – Susan podskoczyła jak oparzona i wymierzyła palec wskazujący w coraz bardziej zdziwioną dziewczynę. – Ty… ty żmijo wyhodowana na mojej piersi! Ty… rozpustnico! Dałam ci schronienie! A ty… tak mi się odwdzięczasz?!
- Okej, nie będę tego słuchać, możesz wyjść z mojego pokoju? – Dziewczyna była lekko podenerwowana, jednak widać było, że woli uniknąć kłótni.
- To mój pokój i mój dom! Nie będzie żadna… och! Mieszkać pod moim dachem! Dość tego!
- Masz rację, dość tego. Byłam miła, jadłam twoje bomby kaloryczne, udawałam klauna w przedpotopowej kiecce, wszystko, żeby nie sprawić ci przykrości. Myślałam, że jesteś zwykłą kurą domową, niegroźną wariatką żyjąca w świecie konfitur i robótek ręcznych. Ale nie! Ty jesteś ofiarą, wiesz? Ofiarą swoich średniowiecznych poglądów i lęków. Spoko, żyj sobie w swoim wyidealizowanym świecie równych grządek i powycieranych kurzów. Dbaj sobie o dom, którym każdy mebel ufundowany jest przez ojca podłej żmii rozpustnicy. Ja się wypisuje. Wychodzę. – To powiedziawszy dziewczyna ominęła oszołomiona ciotkę i głośno tupiąc, zbiegła po schodach.
- To ja cię wyrzucam! – wrzasnęła za nią Susan, po czym usiadła na łóżku. – Taki wstyd, taki wstyd… - powtarzała, trzymając się za głowę. Co powie koleżankom z kółka?

         Mandy była zachwycona. Nie mogła uwierzyć, że obie, razem z Tatianą dostały się do programu.
- To, że ty się dostaniesz – paplała podekscytowanym głosem – byłam tego pewna, ale ja? Zwykła dziewczyna ze wsi? To cud! To niemożliwe!
- Daj spokój, mówiłam ci, że takie programy to najgorsze dno, skaza na honorze szanującej się modelki.
Siedziały w salonie Tat na piętrze. Mandy zamilkła i zajęła się podziwianiem wnętrza. Jedna ze ścian, wychodząca na ogród była całkowicie przeszklona. Kolejne trzy pomalowane na kremowy kolor ozdobione były ciemnobrązowymi, nowoczesnymi rzeźbami. Podłogę z ciemnego drewna okrywał puszysty jasny dywan, dopasowany kolorem do ścian. Umeblowanie salony ograniczało się do kanapy, dwóch foteli, przeszklonego stolika i barku. Tatiana nie miała telewizora co, jak twierdziła, pozwalało jej się wyciszyć i nie zgłupieć do końca. Między dziewczętami zapadła cisza, która przerwał nagły huk. Kilka rzuconych po włosku przekleństw później, za oknem rozległa się muzyka. Mandy podbiegła do okna, jednak nikogo nie zauważyła. Popatrzyła pytająco na Tatianę, ta jednak wzruszyła ramionami i wróciła do opróżniania szklanki z drinkiem. Muzyka dalej grała, aż dało się usłyszeć mocno fałszujący, męski głos Ho imparato a cantare insieme a te nelle sere d’estate nei caffé…”*  śpiewał ktoś za oknem. Tatiana odstawiła szklankę na barek i podeszła do Mandy. Wytężając wzrok, próbowała namierzyć nocnego śpiewaka.
- Dzwoń po policję. – Rozkazała dziewczynie, zagryzając wargę.
- Jesteś pewna? – Mandy spojrzała na nią zdziwiona.
- Tak, znam tego gościa.
- To twój chłopak?
- Nie, raczej jednonocna przygoda. – Tat oparła czoło o szybie, wpatrując się w jakiś punkt. Mandy spojrzała w to samo miejsce.
- To romantyczne… Musi mu na tobie strasznie zależeć. Nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego. No, może poza jednym chłopakiem, który puścił mi  pod oknem Eminema, ale chyba nie ma co porównywać. Słuchasz mnie w ogóle? – Mandy popatrzyła na koleżankę zniecierpliwiona. - Okej, to dzwonię – stwierdziła bez przekonania, sięgając po telefon.
- Nie! – Tatiana wyrwała jej telefon. – Nie, sama się tym zajmę. – oznajmiła i zostawiła ją samą. Po chwili pojawiła się w ogrodzie. Mandy widziała, jak mocno gestykuluje, próbując wytłumaczyć coś mężczyźnie. To wszystko jednak zdało się na nic, gdyż gdy tylko śpiewak wziął Tatianę w ramiona, ta zupełnie straciła chęć do dalszej kłótni.

         Lucy błąkała się uliczkami Milano Spring. Nie chciała wracać do ciotki, jednak nie za bardzo miała się gdzie podziać. Owszem mogła iść do pubu, ale to wiązałoby się z nowymi plotkami na jej temat, a tych akurat miała dość. Bezwiednie skierowała się w stronę domu Stone’ów. Był on nieco oddalony od reszty domostw, a na otaczające go budynki składały się szopy, z których mieszkańcy korzystali po żniwach. Miała więc przed sobą perspektywę spaceru między pustymi budynkami. Ten scenariusz zbytnio jej nie zachwycał, jednak co mogło jej zagrażać na takim zadupiu? Wściekła krowa? Idąc i rozmyślając o śmiercionośnym bydle, usłyszała za sobą kroki. Nim zdążyła się odwrócić, ktoś pchnął ją na drewnianą ścianę pobliskiej szopy i przydusił. Chciała krzyknąć, lecz strach sparaliżował ją tak bardzo, że nie była w stanie poruszyć chociażby małym palcem.
- Myślałaś, że się ukryjesz? Zapomniałaś, jak opowiadałaś mi o nudnych wakacjach na wsi? Trochę czasu zajęło mi odnalezienie ciebie, ale kiedy poznałem pewną słodką Mandy z Milano Spring, elementy układanki same się poskładały.
Lucy spojrzała na mężczyznę. Przerażenie wymieszało się ze złością.
- Jared…
- Cześć Lucy, tęskniłaś? Bo ja bardzo.


* Piosenka Laury Pausini, polecam, miła dla ucha ;)

12 komentarzy:

  1. 1. Znalazłam parę literówek i przecinków (ciężko pozbyć się natury oceniającego, nawet, gdy czytam dla przyjemności), ale nie będę zaśmiecać Ci komentarzy wypisywaniem błędów :]
    2. Sporo zapomniałam, musiałam zerknąć na poprzednią część, by przypomnieć sobie, o czym to było. TO TWOJA WINA i rzadkich aktualizacji, o! :].
    3. To cudownie, że ktoś w końcu zaakceptował Amber. Jej samokrytyka mnie dobija, ale niechże ją ktoś w końcu przytuli albo pocieszy, strasznie zagubiona jak ta "sierotka ma rysia". Albo dwa :]. Mam nadzieję, że walniesz niedługo jakieś yuri :D?
    4. Susan to moja ulubiona postać xD Nie cierpię takich bab, chyba nawet pisałam to w ocenie :] We wakacje babka w busie darła twarz, cobym jej miejsca ustąpiła, totalnie ignorując moją złamaną nogę :p Ciekawa jestem, co ta Susi jeszcze wymyśli.
    5."Kto to słyszał, by dwudziestoletnia dziewczyna nie miała żadnego kawalera?"
    Nie skomentuję xD
    6. Widzę, że zastosowałaś się do mojej rady czy tak po prostu Ci wyszło? W ocenie chyba pisałam, żeby dodać jakąś mocną scenkę Susa vs Lucy, bo nie grało ze stylizacją bohaterki. Bardzo ładnie zrobione, wypowiedź Lucy - krótka, a dobitna. Tylko co teraz będzie? Czyżby nocowała u Amber? ;]
    7. I oczywiście czekam na rozwinięcie końcówki ;]
    Córa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Przecinki to moja zmora, niestety, literówki wyłapię i poprawię :)
      2. Przepraszam! Postaram się pisać częściej, albo...kupię Ci Vita Buerlecithin :D
      3. Raczej walnę, tak mi się wydaje :)
      4. Taaak, też kocham Susan, to taki koszmarek tego opowiadania:D A co Ty myślisz?! Złamana noga to jeszcze nie powód, żeby nie ustępować miejsca!
      5. Tak:D Też to czasem słyszę i nikogo nie obchodzi, że akurat kawalerami to ja nie jestem zainteresowana :))
      6. To akurat Twój dobroczynny wpływ.
      7. S.A Wardęga przyleci we wcieleniu supertoalety i uratuje Lucy rzucając w Jareda rolką papieru toaletowego.
      Pozdrawiam :D

      Usuń
  2. Masz dość bezustannie otaczającej cię ciemności, zamieniającej się na kilka godzin w blask trzeszczących świetlówek. Od dawna nikt nie przychodził, oprócz klawisza i kucharza. I osoby, którą zdążyłeś ironicznie nazwać "panem", bo przychodziła, by wyprowadzić Cię jak psa na spacerniak. Choć "pan" ani razu nie odezwał się do Ciebie słowem, już nabrałeś do niego wstrętu. Ciągła obecność gładkich ścian bywa dobijająca; zacząłeś żałować, że znalazłeś się wtedy w tamtym miejscu i przez to tutaj trafiłeś.
    Gdy usłyszałeś zbliżające się kroki, pomyślałeś, że to znów idzie członek ochrony. Zdumiałeś się jednak, widząc sylwetkę Idariale, zastępczyni naczelnika. Wstałeś ze swojej pryczy i przyglądałeś się, jak otwiera zamek celi. Już po chwili do Twoich dłoni trafiła biała teczka opatrzona numerem 57, a w niej akta. Wyrok głosił – Zwolnienie warunkowe…
    [fair-gaol.blogspot.com]
    (Zapraszamy do zapoznania się z oceną Twojego bloga)

    OdpowiedzUsuń
  3. Uuuuaaa, robi się ciekawie :D Nadrobiłam ostatnie dwa rozdziały (łącznie z powyższym). Czy byłaby możliwość powiadamiania mnie o nowościach na moim blogu (zamek-pelen-pior.blogspot.com)? Tak, wiem, że masz ramkę "Obserwatorzy", ale tak cholerycznie jej nienawidzę... ._. Gdyby jednak nie chciało Ci się przy każdym nowym rozdziale zostawiać mi komentarza - trudno, będę sprawdzała blog od czasu do czasu, żeby wyczaić notkę.
    Twoja historia coraz bardziej mnie wciąga i wiesz co? Po dłuższym (kilkudniowym XD)namyśle, chciałabym, żebyś w pewnym sensie ze mną współpracowała. Zerknij na to: http://recenzerr.blogspot.com Co o tym myślisz, żeby Twój blog tutaj trafił? Oczywiście, niczego nie zrobię bez Twojej zgody. Najwięcej informacji masz w pierwszej notce - zerknij do archiwum.

    Jeżeli chodzi o opowiadanie - zrobiło się trochę nieprzyjemnie. Nie mówię tu o Jaredzie, a o reakcji wszystkich dookoła na homoseksualizm. Matko, to jak znaleźć się w siedlisku wampirów krwawiąc. Chore. Nigdy nie twierdziłam, że ludzie zachowują się lepiej od zwierząt (bo jest zupełnie odwrotnie), a to tylko uświadamia mi, że miałam absolutną rację. Niby to opowiadanie - wymyślone przez Ciebie. Jednak czytając je, czytelnik od razu zauważa, że takie wydarzenia mają miejsce w naszym świecie i nie da się tego powstrzymać. To przykre. Ja osobiście mam dwie dobre koleżanki "lesbijki" (choć nie preferuję tego słowa, wydaje mi się obraźliwe), które traktuję naturalnie - ówcześnie jednak poinformowałam je, że w moich preferencjach leżą chłopcy i tak oto żyjemy w zgodzie :) Jaka szkoda, że ludzie nie potrafią dostrzec "człowieka w człowieku".

    Pozdrawiam serdecznie, życzę weny i czekam na następny rozdział! C:

    Ps. Pozwól, że pod kolejnymi rozdziałami będę się podpisywała "Heroina", jak mam na swoim opowiadaniu, dobrze? Z konta ocenialni tak mi dziwnie XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobrze, opis opowiadania i krótka recenzja została już napisana. Post może zostać opublikowany - brakuje mu tylko wywiadu. Gdybyś mogła w wolnej chwili do mnie napisać na gg 44506104, byłabym wdzięczna :) Zawsze siedzę na niewidoku, żeby nie być atakowana, także pisz śmiało. Nawet, jeśli mnie nie zastaniesz (co jest wątpliwe XD), odpiszę, kiedy tylko usiądę do kompa.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Zostałaś nominowana do Liebster Award na in-asylum.blogspot.com c:
      Jeżeli nie chcesz, nie musisz brać udziału, ale zerknij na pytania - może Ci będą odpowiadały.
      Komentarz spokojnie możesz sobie usunąc, żeby nie zaśmiecał Ci bloga.

      Pozdrawiam serdecznie!
      Idariale vel Heroina vel alatum.

      Usuń
  4. Aya ma 15 lat i jest córką aktorki, której kariera skończyła się przedwcześnie na skutek tragicznego wypadku. Nic więc dziwnego, że rodzicielka traktuje wszystkie sprawy związane z urodą jak zło konieczne. Oczekuje, że jej jedyna córka zdobędzie porządne wykształcenie, zapewniające godziwą prace na całe życie. Ale Aya woli jednak imprezy, chłopców i przynależność do "Zgromadzenia Ślicznotek" - bogatych i ładnych dziewcząt z liceum do którego uczęszcza. Widząc to, matka postanawia zatrudnić w roli korepetytora młodego studenta Tetsu, którego zadaniem ma być uczynienie z niej najlepszą uczennice. Czy to jednak łatwe zadanie? Zarówno on, jak i ona mają swój temperament, który nie pozwala im ugiąć się przed drugą stroną. Dla chłopaka, Aya jest tylko głupiutką nastolatką, a dla niej Tetsu stanowi ucieleśnienie wrogiej siły, nasłanej przez matkę. Dodatkowo sprawę komplikuje fakt, że koleżanki Ayi prześladują w szkole zakompleksioną Sarotę, siostrę Tetsu, która gotowa jest zrobić wszystko, aby brat porzucił nauczanie jednej ze "Ślicznotek". I może przyszedłby taki dzień w którym chłopak skapitulowałby przez dziecinną Aye, gdyby nie okazało się, że na jej widok serce bije mu mocniej, a w polu widzenia pojawia się niespodziewanie przystojny Hideo, który - z niewiadomych przyczyn - zaczął poważnie interesować się Ayą.
    http://ksiezycowa-przystan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. przepraszam, że mnie tak długo nie było :( jutro nadrobię to, co mam do przeczytania.. jeśli masz ochotę u mnie wreszcie nowy rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  6. Ło, coś tak pustawo tu ._.'

    OdpowiedzUsuń
  7. Tatis, teraz mogę żałować, że nie przeczytałam tego rozdziału wcześniej, bo jest świetny! wybacz, po prostu wychodzę powoli z mojego doła.. mam nadzieję, że już nie będę tak zaniedbywać blogowych spraw.. do rzeczy! super, że nie pisałaś z kilku perspektyw, bo tak mi się lepiej czytało, lubię Twój styl, a to go jedynie ulepszyło :) poza tym Jared Jared Jared! jak wiesz intryguje mnie on niesamowicie i teraz zaczyna się z nim dziać! rozbudziłaś niesamowicie moją ciekawość! :D podobało mi się też to, że przedstawiłaś w tym rozdziale dwa różne spojrzenia na homoseksualizm.. akceptacja i odrzucenie.. myślę, że każdy z nas jest w stanie przypasować się do jeden z tych dwóch reakcji.. to mądre z Twojej strony, że pokazałaś ten problem z dwóch stron, a nie tylko z jednej.. dajesz w pewnym sensie wybór czytelnikowi.. brawo! to jeden z lepszych Twoich rozdziałów! :) czekam na dalej!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a jeszcze jedno - ja Laury Pausini słucham po hiszpańsku xD

      Usuń
  8. Jadę sobie tramwajem i rozmyślam o życiu, trochę o Opieprzu. Wtedy sobie przypomniałam o Twoim blogu. Dlaczego nie ma jeszcze rozdziału ;]? Zaglądam, zaglądam i nic. Oddałaś się ocenianiu?

    OdpowiedzUsuń