Temat:
Orzeł wylądował ;-)
Cześć kochana!
Dzięki za przysłanie Mandy – zaoszczędzę na pokojówce.
Żartuję żartuję, ale to nie moja wina, że dziewczyna ma
bzika na punkcie mody i prosi o pozwolenie na układanie moich ciuchów. Nigdy
nie miałam takiego porządku w szafie.
Do rzeczy. Mandy przyjechała cała i zdrowa i nawet się
dogadujemy. Oczywiście zasypuje mnie pytaniami jak to jest być modelką (a
powinna pytać jak to jest BYŁĄ MODELKĄ) itp., ale da się to znieść. W końcu mam
kogoś, kto łechce moją próżność.
Wiesz, że przespałam się z Mario? On chyba chce czegoś
więcej, wiesz tego zakazanego słowa na Z. Co mam robić? Wiesz, jest słodki i w
ogóle – ten latynoski temperament, ale ja się nie nadaję do takich rzeczy. Zresztą sama wiesz. Więc proszę - pomóż! Co mam
robić?!
Temat:
RE: Orzeł wylądował ;-)
5 sposobów na pozbycie się Mario:
1.Przed każdą randką jedz grochówkę, ewentualnie fasolkę po
bretońsku, a potem… nie krepuj się.
2. Powiedz mu, że chwilami brakuje Ci dawnych czasów, gdy
jeszcze byłaś chłopcem.
3. Podczas randki baw się telefonem, uśmiechaj się do
wyświetlacza i mamrocz „wariat mój kochany…”
4. Charcz, smarkaj i obgryzaj paznokcie w jego obecności.
5. Zjedz drożdżówkę z dużą ilością maku i gdy będziecie na
spacerze uśmiechaj się szeroko.
Albo po prostu powiedz mu, że nie jesteś zainteresowana
związkiem?
Lucy
Pracuję. To dziwne, nowe uczucie. Nie wiem, czy to normalne,
ale jestem z tego faktu nawet zadowolona. Oczywiście znalazłabym kilkadziesiąt
lepszych zajęć niż śmiganie między stolikami z piwem, ale dostrzegam pozytywne
strony tej sytuacji. Po pierwsze widuję ciotkę tylko przy śniadaniu, które jem
szybko, by nie zdążyła mi zepsuć humoru. Po drugie, nie muszę zrywać się rano w
z łóżka. Po trzecie i najważniejsze mam zniżkę na piwo. Właściwie na początku
Jack zaproponował bym piła za darmo tyle ile zmieszczę, ale szybko zmienił
zdanie kiedy poznał moje możliwości. Dziś natomiast zobaczyłam jak ważna jestem
dla mojego pracodawcy. Kiedy podawałam piwo grupce młodych i nieźle wstawionych
już chłopaków, jeden z nich pociągnął mnie za biodra i usadził sobie na kolana.
Od razu we mnie zawrzało, próbowałam się wydostać z objęć tego wymoczka, ale
niestety. Chyba przerzucanie gnojówki pozytywnie wpływa na umięśnienie. W
każdym razie każda moja próba uwolnienia się powodowała salwę śmiechu wśród tej
zgrai, a we mnie narastała wściekłość, rosła sobie i rosła i w końcu
zakiełkowała mocnym ugryzieniem osiłka w rękę. W tym momencie do stolika
podszedł Jack. Miotacz gnojówki postanowił wykorzystać to przeciwko mnie.
Jednym ruchem zepchnął mnie z kolan i wylądowałam tyłkiem na betonowej
podłodze.
- Jack, rozumiem, że
Mandy odeszła, ale musiałeś szukać zastępstwa za nią w burdelu? – jego
tubalny głos rozbrzmiał w pubie i nagle wszyscy wokół ucichli. Każdy chciał
wiedzieć co się przed chwilą wydarzyło i jakie będą tego następstwa. Jack
wsunął kciuki w szlufki spodni i stanął w lekkim rozkroku. Wyglądał zupełnie
jak szeryf, który właśnie wszedł do jakiejś speluny na dzikim zachodzie.
Brakowało tylko typowej dla westernów muzyczki.
- Co chcesz przez to powiedzieć Dave? – mój szef nie
poruszył się ani o krok. Tak tylko stał w swojej pozie, a wzrok wszystkich
zgromadzonych przesuwał się z Dave’a na niego i z powrotem.
- Ta mała przyszła tu i zaczęła się do mnie mizdrzyć. –
Zatkało mnie, kiedy usłyszałam tak absurdalne kłamstwo. Podniosłam się z
podłogi i otworzyłam usta, by powiedzieć jak było naprawdę, jednak Jack uciszył
mnie ruchem dłoni.
- Lucy, daj dokończyć naszemu gościowi. Co było dalej Dave?
Nie podobały ci się jej zaloty i dlatego zrzuciłeś ją z siebie?
- Dokładnie tak Jack, ale jeszcze zanim to zrobiłem, ta mała
wywłoka zdążyła mnie ugryźć.
Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. Chciałam rzucić się na
tego kłamliwego gnojka, jednak jedno spojrzenie mojego szefa wystarczyło, by
mnie powstrzymać. Mężczyzna zaczął się bujać na palcach i piętach, a ja
dokonałam krótkiej oceny sytuacji. Jestem tu nowa i właściwie niezbyt lubiana.
Nikt mnie nie zna i nie wie o mnie nic poza tym, że lubię przesiadywać w Daisy.
Dave to chłopak stąd. Wszyscy znają go zapewne od małego. Komu więc uwierzą?
„Swojemu” chłopakowi, czy dziwacznej dziewczynie z wielkiego miasta? Spojrzałam
na Jack’a. Ściągnął brwi i patrzył to na mnie to na osiłka. W końcu potarł
czoło dłonią, podszedł do Dave’a i złapał go za koszulę. Chłopak zaczął się
szamotać, ale na nic mu się to zdało. Mój szef pociągnął osiłka
do drzwi i wyrzucił go na ulicę. Ot tak, jakby ten idiota nie ważył więcej od
chuderlawego dwunastolatka. Nic z tego nie rozumiałam jak zapewne większość
gości w pubie.
- Nikt nie będzie obrażał mojego personelu. – Jack omiótł
wzrokiem wszystkich gości skinął głową, tak jakby chciał sam sobie przytaknąć i
zniknął za barem. Oszołomiona podążyłam za nim. Siedział na niskim stołku za
barem, nie było widać go od strony sali, a on miał z tego miejsca doskonały
punkt orientacyjny.
- Jack – zaczęłam – dziękuję, nikt nigdy nie zrobił dla mnie
czegoś takiego.
- Młodzi myślą, że wszystko im wolno. Uważają, że zamydlą
oczy staremu Jack’owi.
- Wiesz, właściwie na twoim miejscu bym mu uwierzyła, prawie
mnie nie znasz.
- Cały problem z waszym pokoleniem jest taki, że nie umiecie
spojrzeć w głąb człowieka. Widzicie tylko to, co powierzchowne. Co z tego, że
zgrywasz nieczułą, a twoje ramię przypomina wielkanocną pisankę? Ważniejsze
jest to, co masz w środku, a na zewnątrz możesz robić co chcesz.
Całe moje dotychczasowe życie opierało się na imprezach.
Nigdy nie zastanawiałam się nad sensem istnienia, żaden ze mnie filozof. Jednak
w tej chwili, po słowach tego prostego człowieka, poczułam nagłe wzruszenie. To
głupie, sama siebie uważałam w tym momencie za idiotkę.
- Jack, to najpiękniejsze słowa jakie…
- Klientka siedzi przy pustym stoliku od dziesięciu minut.
Mogłabyś się nią w końcu zająć?
No tak, widocznie mój szef nie lubił takich intymnych chwil.
Może to i dobrze, jeszcze bym się rozkleiła. Sięgnęłam po tacę, by w drodze
powrotnej zebrać puste szklanki i ruszyłam do stolika, przy którym siedziała
młoda kobieta. Jej lekko przygarbiona sylwetka i krótkie, zmierzwione włosy
kogoś mi przypominały.
Savannah z zazdrością spoglądała w stronę drobnej blondynki
siedzącej na ławce w parku. Ostatnio Amber dosyć często pojawiała się w
miasteczku i Savannah zastanawiała się co tak właściwie miało na to wpływ.
Przez kilka pięknych lat jej główna konkurentka żyła jakby na uboczu. Zjawiała
się w szkole i znikała od razu po lekcjach, ciężko było spotkać ją w innych
miejscach niż szkoła biblioteka i oczywiście dom Stone’ów. Nagle Mandy
zaprosiła ją na ognisko i wtedy się zaczęło. Wszyscy przypomnieli sobie o
pannie A. Josh ciągle szukał wymówki by spędzać czas z blondynką, zamiast
poświęcać go Savannah. To było irytujące. Nawet teraz, gdy spacerowali po
ulicach Milano Spring spoglądał na tą chudzinę.
- Josh, jesteś tu jeszcze? – zapytała łagodnym głosem, choć
najchętniej udusiłaby go własnymi rękami za te cielęce spojrzenia, rzucane w
stronę Amber. Chłopak drgnął, jakby nagle sobie o czymś przypomniał i spojrzał
na Savannah
- A może podeszlibyśmy do Amber? Dawno z nią nie
rozmawialiśmy i w ogóle, musi jej być przykro.
- Och, Amber zawsze była odludkiem, pewnie coś tam sobie
maluje i woli, żeby jej nie przeszkadzać.
- Myślę, że nie odebrała by tego jako przeszkadzanie. –
Savannah westchnęła. Dobrze, skoro on tak
bardzo tego chce to porozmawia z nim o tej dziwaczce.
- Josh, czy ona ci się podoba? – Chłopak zarumienił się
nagle, a Savannah resztkami siły woli powstrzymała się przed ostentacyjnym
plaśnięciem się otwarta dłonią w czoło. Jak miała znaleźć chłopaka, skoro
siedemdziesiąt procent z nich uganiało się za Amber, a pozostałe trzydzieści
albo użalało się nad sobą po wyjeździe Mandy, albo planowało jak poderwać bratanicę pani Flores.
- Tak myślałam – zrobiła współczująca minę – ale jest coś o
czym musisz wiedzieć, jeśli chodzi o Amber.
- Ma kogoś? – Chłopak wyglądał na zmartwionego.
- Właściwie to nie, ale ona się raczej tobą nie zainteresuje
- Czego mi brakuje?
- Ależ niczego… - Takiej okazji dziewczyna nie mogła
przegapić, położyła mu dłoń na ramieniu i spojrzawszy mu w oczy zaczęła niemal
recytować z pamięci wszystkie jego zalety – jesteś przystojny, inteligentny i
zabawny. I niejedna dziewczyna dałaby się pokroić za możliwość spędzenia z tobą
czasu. – W myślach dodała, że tą "niejedną dziewczyną" jest ona sama. – Ale po
prostu Amber nie interesuje się facetami.
- Chce wstąpić do zakonu? – Josh zrobił zszokowaną minę, a
Savannah stwierdziła, że jednak przesadziła z tą inteligencją.
- Nie, ona jest lesbijką.
Coral City
Satynowa, fioletowa pościel skrzętnie okrywała ciało
Tatiany, kiedy podawała kochankowi kieliszek szampana. Mario patrzył na nią
zafascynowany. Od tak dawna marzył, by wyznać jej swoje uczucia, jednak jego
poprzedni związek uniemożliwiał mu to. Teraz jednak był wolny i mógł spędzać
czas z najcudowniejszą kobietą pod słońcem. Kobietą, z którą – był tego pewien
– chciał spędzić resztę swojego życia.
- Gdzie jest właściwie twoja współlokatorka? – zerknął
niespokojnie w stronę drzwi, gdy Tatiana zaczęła błądzić dłonią po jego torsie.
- Hmm, wyszła chyba… na zakupy? – Kobieta uśmiechnęła się
kusząco. Odgarnął jej długie kruczoczarne włosy i założył je jej za ucho. Znów
miała ochotę się kochać. Była niezaspokojona i normalne Mario byłby zachwycony
taką sytuacją. Związki oparte na seksie były jego specjalnością. Jednak tym
razem było inaczej. Chciał czegoś więcej, czegoś głębszego i prawdziwego.
Odsunął się nieco, gdy jej usta musnęły jego szyję.
- Musimy porozmawiać – z ciężkim westchnieniem odsunął się i
usiadł na łóżku.
- O czym? - Popatrzyła na niego zmieszana i lekko
rozbawiona.
- O nas, o naszym związku. - Jej ciało zesztywniało, a twarz
wyrażająca jeszcze przed chwilą pożądanie stała się maską bez wyrazu.
- Mario, nie ma żadnego związku, jest tylko seks.
- Tak, wiem, że do tej pory tak robiłem. Musisz wiedzieć, że
z tobą jest inaczej. Nie chcę, żeby to ograniczało się tylko do cielesności.
Zależy mi na tobie Tat.
- A to, czego ja chcę się nie liczy?
- Liczy, będziemy szczęśliwi. Będziemy normalną parą, a nie
przyjaciółmi od seksu.
- A może ja chcę, żebyś był moim przyjacielem od seksu? – Na
jej twarzy malowały się różne emocje, od smutku do rozdrażnienia. – Może nie
potrzebuję związku i chodzenia na spacerki? Nie przyszło ci do tej twojej latynoskiej głowy, że nie każda dziewczyna marzy o ślubie, dzieciach i gotowaniu
obiadków?
- Kto mówi o dzieciach, do cholery? – Południowy temperament
Mario sprawił, że chłopak zagotował się z wściekłości. – Chcę tylko normalnego
związku, a nie pieprzenia się godzinami!
- Jak chcesz rozmowy to idź do psychoterapeuty, a jeśli
szukasz związku to rób to gdzie indziej, bo ja nie jestem zainteresowana! –
Tatiana wyskoczyła z łóżka jak oparzona i zaczęła się ubierać.
- Co robisz? – Chłopak był zdezorientowany i oszołomiony
takim obrotem spraw. Jeszcze wczoraj był przekonany, że ona czuje dokładnie to
samo co on.
- Wychodzę – wycedziła i rzuciła w niego koszulką. Mam
automatyczny zamek w drzwiach, mocno nimi trzaśnij, gdy będziesz wychodził.
Milano Spring
Pukanie do drzwi odciągnęło Lucy od telewizora. Jack,
zatrudniając ją zapewnił jej dwa wolne dni w tygodniu . Środa była jednym z
tych dni i dziewczyna planowała spędzić poranek na oglądaniu telewizji. Potem
zaś chciała spotkać się z Amber. Uśmiechnęła się na samą myśl o koleżance.
Koleżance? Czy na pewno tak powinna o niej myśleć. Blondynka zaprzątała znaczną
część jej myśli. Nawet, kiedy wracała z pracy zmęczona, znajdowała kilka chwil
by o niej pomyśleć. Już jakiś czas temu wymieniły się numerami telefonów, lecz
Lucy nie zebrała się jeszcze na to, by napisać do Amber. Bo co miałaby niby
napisać? „Leżę w łóżku i nie mogę przestać o tobie myśleć?”. Odgoniła od siebie
te myśli o otworzyła drzwi. Siedem kobiet, a na ich czele ciotka Susan,
wpatrywało się w nią, jakby była jakimś nadnaturalnym stworzeniem.
- Susan, czemu pukałaś, przecież tu mieszkasz.
Ciotka wyraźnie się zmieszała, ale po chwili na jej twarzy
zakwitł uśmiech.
- Kochanie, chciałyśmy ci zrobić niespodziankę.
- Ahh… niespodziankę – dziewczyna podrapała się po głowie nie
do końca wiedząc jak się zachować. Cofnęła się w głąb salonu i gestem zaprosiła
kobiety do środka. – w takim razie może poczęstuję was…herbatą?
Kobiety jedna po drugiej wmaszerowały do salonu, po czym
najpulchniejsza z nich podziękowała za herbatę i oświadczyła, że przyszły ją
tylko powitać i dać prezent.
- Powitać mnie? To miło, ale mieszkam tu już kilka tygodni i
chyba było kilka okazji… - mrożące spojrzenie wysokiej, chudej kobiety odebrało
jej głos.
- Nazywam się Fiona Tyler i z przyjemnością witam cię w
społeczności Milano Spring. – To powiedziawszy, kobieta wysunęła przed siebie
tajemniczo wyglądający pakunek o trudnym do określenia kształcie, opakowany w
papier z kwiecistymi wzorami. Lucy nieśmiało sięgnęła po podarunek, bąkając pod
nosem słowa podziękowania i zapewnienia o niepotrzebnej fatydze.
- Otwórz to kochanie – odezwała się pulchna kobieta – musimy
zobaczyć, czy będzie pasowała.
Dziewczyna z lekkim oporem, ponaglana przez członkinie koła
gospodyń wiejskich rozpakowała tajemniczy prezent, a jej oczom ukazała się
bardzo dziewczęca sukienka w kwiatki. Sukienka była kwintesencją tego, co Lucy
uważała za modę małomiasteczkową. Obcisła u góry, rozszerzała się ku dołowi i
była zakończona tiulową falbanką. Drobne kwiatki przyprawiały dziewczynę o
zawrót głowy. Oszołomiona spojrzała na ciotkę.
- Przymierz ją Lucy, musimy wiedzieć, czy nie trzeba jej
zwęzić.
Brunetka uśmiechnęła się lekko i przeprosiła na moment
swoich gości. Oczywiście, sukienka nie była w jej stylu, ale te kobieciny
namęczyły się, by ją uszyć, więc może się im w niej raz pokazać, chociażby
potem miała wylądować na dnie komody. Bez trudu zmieściła się w fatałaszku.
Zeszła po schodach do salonu, gdzie przywitało ją pełne zachwytu, zbiorowe
„ooooh”. Kilka minut później, Lucy miała głowę nabitą komplementami i
pouczeniami, że „tak właśnie powinna się ubierać młoda kobieta”. Kiedy panie
wyszły, dziewczyna przejrzała się w lustrze. O ile wcześniej uważała, że ciuch
jest nawet uroczy, teraz zmieniła zdanie. Był koszmarny! Patrząc na siebie w
kwiecistej, sięgającej za kolanko i do przesady przyzwoitej sukience, Lucy
poczuła się jak miss powiatu. Doszła do
wniosku, że nawet Amber, z jej umiłowaniem do zwiewnych sukienek, nie włożyłaby
na siebie tego czegoś. Sukienka była jawnym gwałtem jej poczuciu stylu. Poczuła
się nagle samotna i opuszczona. W Coral City zaraz zrobiłaby sobie zdjęcie
komórką i wysłałaby je do Tatiany z dopiskiem „ratunku”. Przyjaciółka wpadłaby
do niej z prędkością błyskawicy i razem śmiałyby się z żałosnego wyglądu Lucy. Komu
tutaj mogłaby się wyżalić? Jack’owi? Z miejsca wyrzuciłby ją z pracy, gdyby
zjawiła się w niej w tym stroju. Sięgnęła po telefon, zanim zdążyła zastanowić
się co robi.
Amber
Wakacje się skończyły i otworzono bibliotekę, poszłam do
niej z dwóch powodów. Po pierwsze nie mam już czego czytać, po drugie jeszcze
przed wakacjami złożyłam podanie o staż do kierownika biblioteki. Przemierzałam
właśnie ulicę, kiedy poczułam wibracje w kieszeni spodni. Nieczęsto ktoś do
mnie pisał. Zazwyczaj robiła to mama, gdy chciała bym kupiła coś na mieście i
tak zapewne było też tym razem. Wyciągnęłam
telefon z kieszeni i zerknęłam na wyświetlacz.
Lucy F.
10.45
Z racji tego, że mafia mojej ciotki przeistoczyła mnie w
pastereczkę, proponuję Ci wycieczkę na pobliskie łączki. Chcę się wczuć w nową
rolę, co Ty na to?
Cześć!
Napisanie tego rozdziału szło mi bardzo opornie i już myślałam, że nie podołam.
Cały czas chciałam dodać coś jeszcze i jeszcze, a ostatecznie pominęłam kilka wątków - trudno pojawią się w kolejnej notce. Co do rozdziału... Nie jestem z niego zbyt zadowolona, ale chyba naprawdę nie stać mnie na nic lepszego na te chwilę.
Mnie się bardzo podoba ;-) Szczególnie Jack przypadł mi gustu, nie sądziłam, że tak się zachowa. Widzę, że Amber staje się obiektem westchnień, jestem ciekawa kto ją zdobędzie :-) Nie mogę się doczekać spotkania Lucy i Amber, czekam na kolejny rozdział! ;-)
OdpowiedzUsuń"Przed każdą randką jedz grochówkę, ewentualnie fasolkę po bretońsku, a potem… nie krepuj się." i "miss powiatu" to mnie po prostu rozwaliło xD haha! się uśmiałam, masz poczucie humoru :) zabrakło mi Jareda w tym rozdziale, bo wzbudza on najgłębsze emocje i mnie intryguje :) Jack mnie zaskoczył, nie wiem, dlaczego aż tak bardzo przejął się zaistniałą sytuacją, ale przynajmniej dzięki niemu serducho Lucy się trochę ruszyło i pokazała, że potrafi się wzruszyć :) szkoda mi Mario, Tatiana się broni przed czymś więcej, ale może zmieni kiedyś zdanie, zobaczymy :)
OdpowiedzUsuńMyślę, że Jack'owi Lucy zastępuje trochę jego własną córkę. Może dlatego tak się przejął? A może po prostu jest porządnym człowiekiem, który dba o własny personel. Jared będzie w kolejnym rozdziale - bez obaw, nie mam zamiaru kończyć jego wątku tak szybko :)
UsuńWitam!
OdpowiedzUsuńUprzejmie informuję, iż Twój blog został oceniony na Ławie Przysięgłych.
Zapraszam i pozdrawiam serdecznie,
Szkoda, że tak mało blogów jest o stosunkach homoseksualnych, o odbieraniu tego przez społeczeństwo. Kreujesz bardzo realistyczną wizję postrzegania tego przez społeczeństwo małomiasteczkowe. Piękna historia, idealna, nie przesłodzona, ale i nie depresyjna. Ciekawie wykreowani bohaterowie i taka lekkość w opisywaniu, że człowiek od razu przenosi się do Twojego świata. Po prostu super! Na pewno będę zaglądać.
OdpowiedzUsuń