sobota, 6 października 2012

Czas jak rzeka.


Temat: Orzeł wylądował ;-)

Cześć kochana!
Dzięki za przysłanie Mandy – zaoszczędzę na pokojówce.
Żartuję żartuję, ale to nie moja wina, że dziewczyna ma bzika na punkcie mody i prosi o pozwolenie na układanie moich ciuchów. Nigdy nie miałam takiego porządku w szafie.
Do rzeczy. Mandy przyjechała cała i zdrowa i nawet się dogadujemy. Oczywiście zasypuje mnie pytaniami jak to jest być modelką (a powinna pytać jak to jest BYŁĄ MODELKĄ) itp., ale da się to znieść. W końcu mam kogoś, kto łechce moją próżność.
Wiesz, że przespałam się z Mario? On chyba chce czegoś więcej, wiesz tego zakazanego słowa na Z. Co mam robić? Wiesz, jest słodki i w ogóle – ten latynoski temperament, ale ja się nie nadaję do takich rzeczy.  Zresztą sama wiesz. Więc proszę - pomóż! Co mam robić?!

Temat: RE: Orzeł wylądował ;-)

5 sposobów na pozbycie się Mario:

1.Przed każdą randką jedz grochówkę, ewentualnie fasolkę po bretońsku, a potem… nie krepuj się.
2. Powiedz mu, że chwilami brakuje Ci dawnych czasów, gdy jeszcze byłaś chłopcem.
3. Podczas randki baw się telefonem, uśmiechaj się do wyświetlacza i mamrocz „wariat mój kochany…”
4. Charcz, smarkaj i obgryzaj paznokcie w jego obecności.
5. Zjedz drożdżówkę z dużą ilością maku i gdy będziecie na spacerze uśmiechaj się szeroko.

Albo po prostu powiedz mu, że nie jesteś zainteresowana związkiem?

Lucy

Pracuję. To dziwne, nowe uczucie. Nie wiem, czy to normalne, ale jestem z tego faktu nawet zadowolona. Oczywiście znalazłabym kilkadziesiąt lepszych zajęć niż śmiganie między stolikami z piwem, ale dostrzegam pozytywne strony tej sytuacji. Po pierwsze widuję ciotkę tylko przy śniadaniu, które jem szybko, by nie zdążyła mi zepsuć humoru. Po drugie, nie muszę zrywać się rano w z łóżka. Po trzecie i najważniejsze mam zniżkę na piwo. Właściwie na początku Jack zaproponował bym piła za darmo tyle ile zmieszczę, ale szybko zmienił zdanie kiedy poznał moje możliwości. Dziś natomiast zobaczyłam jak ważna jestem dla mojego pracodawcy. Kiedy podawałam piwo grupce młodych i nieźle wstawionych już chłopaków, jeden z nich pociągnął mnie za biodra i usadził sobie na kolana. Od razu we mnie zawrzało, próbowałam się wydostać z objęć tego wymoczka, ale niestety. Chyba przerzucanie gnojówki pozytywnie wpływa na umięśnienie. W każdym razie każda moja próba uwolnienia się powodowała salwę śmiechu wśród tej zgrai, a we mnie narastała wściekłość, rosła sobie i rosła i w końcu zakiełkowała mocnym ugryzieniem osiłka w rękę. W tym momencie do stolika podszedł Jack. Miotacz gnojówki postanowił wykorzystać to przeciwko mnie. Jednym ruchem zepchnął mnie z kolan i wylądowałam tyłkiem na betonowej podłodze.
- Jack, rozumiem, że  Mandy odeszła, ale musiałeś szukać zastępstwa za nią w burdelu? – jego tubalny głos rozbrzmiał w pubie i nagle wszyscy wokół ucichli. Każdy chciał wiedzieć co się przed chwilą wydarzyło i jakie będą tego następstwa. Jack wsunął kciuki w szlufki spodni i stanął w lekkim rozkroku. Wyglądał zupełnie jak szeryf, który właśnie wszedł do jakiejś speluny na dzikim zachodzie. Brakowało tylko typowej dla westernów muzyczki.
- Co chcesz przez to powiedzieć Dave? – mój szef nie poruszył się ani o krok. Tak tylko stał w swojej pozie, a wzrok wszystkich zgromadzonych przesuwał się z Dave’a na niego i z powrotem.
- Ta mała przyszła tu i zaczęła się do mnie mizdrzyć. – Zatkało mnie, kiedy usłyszałam tak absurdalne kłamstwo. Podniosłam się z podłogi i otworzyłam usta, by powiedzieć jak było naprawdę, jednak Jack uciszył mnie ruchem dłoni.
- Lucy, daj dokończyć naszemu gościowi. Co było dalej Dave? Nie podobały ci się jej zaloty i dlatego zrzuciłeś ją z siebie?
- Dokładnie tak Jack, ale jeszcze zanim to zrobiłem, ta mała wywłoka zdążyła mnie ugryźć.
Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. Chciałam rzucić się na tego kłamliwego gnojka, jednak jedno spojrzenie mojego szefa wystarczyło, by mnie powstrzymać. Mężczyzna zaczął się bujać na palcach i piętach, a ja dokonałam krótkiej oceny sytuacji. Jestem tu nowa i właściwie niezbyt lubiana. Nikt mnie nie zna i nie wie o mnie nic poza tym, że lubię przesiadywać w Daisy. Dave to chłopak stąd. Wszyscy znają go zapewne od małego. Komu więc uwierzą? „Swojemu” chłopakowi, czy dziwacznej dziewczynie z wielkiego miasta? Spojrzałam na Jack’a. Ściągnął brwi i patrzył to na mnie to na osiłka. W końcu potarł czoło dłonią, podszedł do Dave’a i złapał go za koszulę. Chłopak zaczął się szamotać, ale na nic mu się to zdało. Mój szef pociągnął osiłka do drzwi i wyrzucił go na ulicę. Ot tak, jakby ten idiota nie ważył więcej od chuderlawego dwunastolatka. Nic z tego nie rozumiałam jak zapewne większość gości w pubie.
- Nikt nie będzie obrażał mojego personelu. – Jack omiótł wzrokiem wszystkich gości skinął głową, tak jakby chciał sam sobie przytaknąć i zniknął za barem. Oszołomiona podążyłam za nim. Siedział na niskim stołku za barem, nie było widać go od strony sali, a on miał z tego miejsca doskonały punkt orientacyjny.
- Jack – zaczęłam – dziękuję, nikt nigdy nie zrobił dla mnie czegoś takiego.
- Młodzi myślą, że wszystko im wolno. Uważają, że zamydlą oczy staremu Jack’owi.
- Wiesz, właściwie na twoim miejscu bym mu uwierzyła, prawie mnie nie znasz.
- Cały problem z waszym pokoleniem jest taki, że nie umiecie spojrzeć w głąb człowieka. Widzicie tylko to, co powierzchowne. Co z tego, że zgrywasz nieczułą, a twoje ramię przypomina wielkanocną pisankę? Ważniejsze jest to, co masz w środku, a na zewnątrz możesz robić co chcesz.
Całe moje dotychczasowe życie opierało się na imprezach. Nigdy nie zastanawiałam się nad sensem istnienia, żaden ze mnie filozof. Jednak w tej chwili, po słowach tego prostego człowieka, poczułam nagłe wzruszenie. To głupie, sama siebie uważałam w tym momencie za idiotkę.
- Jack, to najpiękniejsze słowa jakie…
- Klientka siedzi przy pustym stoliku od dziesięciu minut. Mogłabyś się nią w końcu zająć?
No tak, widocznie mój szef nie lubił takich intymnych chwil. Może to i dobrze, jeszcze bym się rozkleiła. Sięgnęłam po tacę, by w drodze powrotnej zebrać puste szklanki i ruszyłam do stolika, przy którym siedziała młoda kobieta. Jej lekko przygarbiona sylwetka i krótkie, zmierzwione włosy kogoś mi przypominały.


Savannah z zazdrością spoglądała w stronę drobnej blondynki siedzącej na ławce w parku. Ostatnio Amber dosyć często pojawiała się w miasteczku i Savannah zastanawiała się co tak właściwie miało na to wpływ. Przez kilka pięknych lat jej główna konkurentka żyła jakby na uboczu. Zjawiała się w szkole i znikała od razu po lekcjach, ciężko było spotkać ją w innych miejscach niż szkoła biblioteka i oczywiście dom Stone’ów. Nagle Mandy zaprosiła ją na ognisko i wtedy się zaczęło. Wszyscy przypomnieli sobie o pannie A. Josh ciągle szukał wymówki by spędzać czas z blondynką, zamiast poświęcać go Savannah. To było irytujące. Nawet teraz, gdy spacerowali po ulicach Milano Spring spoglądał na tą chudzinę.
- Josh, jesteś tu jeszcze? – zapytała łagodnym głosem, choć najchętniej udusiłaby go własnymi rękami za te cielęce spojrzenia, rzucane w stronę Amber. Chłopak drgnął, jakby nagle sobie o czymś przypomniał i spojrzał na Savannah
- A może podeszlibyśmy do Amber? Dawno z nią nie rozmawialiśmy i w ogóle, musi jej być przykro.
- Och, Amber zawsze była odludkiem, pewnie coś tam sobie maluje i woli, żeby jej nie przeszkadzać.
- Myślę, że nie odebrała by tego jako przeszkadzanie. – Savannah westchnęła. Dobrze, skoro on tak  bardzo tego chce to porozmawia z nim o tej dziwaczce.
- Josh, czy ona ci się podoba? – Chłopak zarumienił się nagle, a Savannah resztkami siły woli powstrzymała się przed ostentacyjnym plaśnięciem się otwarta dłonią w czoło. Jak miała znaleźć chłopaka, skoro siedemdziesiąt procent z nich uganiało się za Amber, a pozostałe trzydzieści albo użalało się nad sobą po wyjeździe Mandy, albo planowało jak poderwać bratanicę pani Flores.
- Tak myślałam – zrobiła współczująca minę – ale jest coś o czym musisz wiedzieć, jeśli chodzi o Amber.
- Ma kogoś? – Chłopak wyglądał na zmartwionego.
- Właściwie to nie, ale ona się raczej tobą nie zainteresuje
- Czego mi brakuje?
- Ależ niczego… - Takiej okazji dziewczyna nie mogła przegapić, położyła mu dłoń na ramieniu i spojrzawszy mu w oczy zaczęła niemal recytować z pamięci wszystkie jego zalety – jesteś przystojny, inteligentny i zabawny. I niejedna dziewczyna dałaby się pokroić za możliwość spędzenia z tobą czasu. – W myślach dodała, że tą "niejedną dziewczyną" jest ona sama. – Ale po prostu Amber nie interesuje się facetami.
- Chce wstąpić do zakonu? – Josh zrobił zszokowaną minę, a Savannah stwierdziła, że jednak przesadziła z tą inteligencją.
- Nie, ona jest lesbijką.

Coral City

Satynowa, fioletowa pościel skrzętnie okrywała ciało Tatiany, kiedy podawała kochankowi kieliszek szampana. Mario patrzył na nią zafascynowany. Od tak dawna marzył, by wyznać jej swoje uczucia, jednak jego poprzedni związek uniemożliwiał mu to. Teraz jednak był wolny i mógł spędzać czas z najcudowniejszą kobietą pod słońcem. Kobietą, z którą – był tego pewien – chciał spędzić resztę swojego życia.
- Gdzie jest właściwie twoja współlokatorka? – zerknął niespokojnie w stronę drzwi, gdy Tatiana zaczęła błądzić dłonią po jego torsie.
- Hmm, wyszła chyba… na zakupy? – Kobieta uśmiechnęła się kusząco. Odgarnął jej długie kruczoczarne włosy i założył je jej za ucho. Znów miała ochotę się kochać. Była niezaspokojona i normalne Mario byłby zachwycony taką sytuacją. Związki oparte na seksie były jego specjalnością. Jednak tym razem było inaczej. Chciał czegoś więcej, czegoś głębszego i prawdziwego. Odsunął się nieco, gdy jej usta musnęły jego szyję.
- Musimy porozmawiać – z ciężkim westchnieniem odsunął się i usiadł na łóżku.
- O czym? - Popatrzyła na niego zmieszana i lekko rozbawiona.
- O nas, o naszym związku. - Jej ciało zesztywniało, a twarz wyrażająca jeszcze przed chwilą pożądanie stała się maską bez wyrazu.
- Mario, nie ma żadnego związku, jest tylko seks.
- Tak, wiem, że do tej pory tak robiłem. Musisz wiedzieć, że z tobą jest inaczej. Nie chcę, żeby to ograniczało się tylko do cielesności. Zależy mi na tobie Tat.
- A to, czego ja chcę się nie liczy?
- Liczy, będziemy szczęśliwi. Będziemy normalną parą, a nie przyjaciółmi od seksu.
- A może ja chcę, żebyś był moim przyjacielem od seksu? – Na jej twarzy malowały się różne emocje, od smutku do rozdrażnienia. – Może nie potrzebuję związku i chodzenia na spacerki? Nie przyszło ci do tej twojej latynoskiej głowy, że nie każda dziewczyna marzy o ślubie, dzieciach i gotowaniu obiadków?
- Kto mówi o dzieciach, do cholery? – Południowy temperament Mario sprawił, że chłopak zagotował się z wściekłości. – Chcę tylko normalnego związku, a nie pieprzenia się godzinami!
- Jak chcesz rozmowy to idź do psychoterapeuty, a jeśli szukasz związku to rób to gdzie indziej, bo ja nie jestem zainteresowana! – Tatiana wyskoczyła z łóżka jak oparzona i zaczęła się ubierać.
- Co robisz? – Chłopak był zdezorientowany i oszołomiony takim obrotem spraw. Jeszcze wczoraj był przekonany, że ona czuje dokładnie to samo co on.
- Wychodzę – wycedziła i rzuciła w niego koszulką. Mam automatyczny zamek w drzwiach, mocno nimi trzaśnij, gdy będziesz wychodził.


Milano Spring

Pukanie do drzwi odciągnęło Lucy od telewizora. Jack, zatrudniając ją zapewnił jej dwa wolne dni w tygodniu . Środa była jednym z tych dni i dziewczyna planowała spędzić poranek na oglądaniu telewizji. Potem zaś chciała spotkać się z Amber. Uśmiechnęła się na samą myśl o koleżance. Koleżance? Czy na pewno tak powinna o niej myśleć. Blondynka zaprzątała znaczną część jej myśli. Nawet, kiedy wracała z pracy zmęczona, znajdowała kilka chwil by o niej pomyśleć. Już jakiś czas temu wymieniły się numerami telefonów, lecz Lucy nie zebrała się jeszcze na to, by napisać do Amber. Bo co miałaby niby napisać? „Leżę w łóżku i nie mogę przestać o tobie myśleć?”. Odgoniła od siebie te myśli o otworzyła drzwi. Siedem kobiet, a na ich czele ciotka Susan, wpatrywało się w nią, jakby była jakimś nadnaturalnym stworzeniem.
- Susan, czemu pukałaś, przecież tu mieszkasz.
Ciotka wyraźnie się zmieszała, ale po chwili na jej twarzy zakwitł uśmiech.
- Kochanie, chciałyśmy ci zrobić niespodziankę.
- Ahh… niespodziankę – dziewczyna podrapała się po głowie nie do końca wiedząc jak się zachować. Cofnęła się w głąb salonu i gestem zaprosiła kobiety do środka. – w takim razie może poczęstuję was…herbatą?
Kobiety jedna po drugiej wmaszerowały do salonu, po czym najpulchniejsza z nich podziękowała za herbatę i oświadczyła, że przyszły ją tylko powitać i dać prezent.
- Powitać mnie? To miło, ale mieszkam tu już kilka tygodni i chyba było kilka okazji… - mrożące spojrzenie wysokiej, chudej kobiety odebrało jej głos.
- Nazywam się Fiona Tyler i z przyjemnością witam cię w społeczności Milano Spring. – To powiedziawszy, kobieta wysunęła przed siebie tajemniczo wyglądający pakunek o trudnym do określenia kształcie, opakowany w papier z kwiecistymi wzorami. Lucy nieśmiało sięgnęła po podarunek, bąkając pod nosem słowa podziękowania i zapewnienia o niepotrzebnej fatydze.
- Otwórz to kochanie – odezwała się pulchna kobieta – musimy zobaczyć, czy będzie pasowała.
Dziewczyna z lekkim oporem, ponaglana przez członkinie koła gospodyń wiejskich rozpakowała tajemniczy prezent, a jej oczom ukazała się bardzo dziewczęca sukienka w kwiatki. Sukienka była kwintesencją tego, co Lucy uważała za modę małomiasteczkową. Obcisła u góry, rozszerzała się ku dołowi i była zakończona tiulową falbanką. Drobne kwiatki przyprawiały dziewczynę o zawrót głowy. Oszołomiona spojrzała na ciotkę.
- Przymierz ją Lucy, musimy wiedzieć, czy nie trzeba jej zwęzić.
Brunetka uśmiechnęła się lekko i przeprosiła na moment swoich gości. Oczywiście, sukienka nie była w jej stylu, ale te kobieciny namęczyły się, by ją uszyć, więc może się im w niej raz pokazać, chociażby potem miała wylądować na dnie komody. Bez trudu zmieściła się w fatałaszku. Zeszła po schodach do salonu, gdzie przywitało ją pełne zachwytu, zbiorowe „ooooh”. Kilka minut później, Lucy miała głowę nabitą komplementami i pouczeniami, że „tak właśnie powinna się ubierać młoda kobieta”. Kiedy panie wyszły, dziewczyna przejrzała się w lustrze. O ile wcześniej uważała, że ciuch jest nawet uroczy, teraz zmieniła zdanie. Był koszmarny! Patrząc na siebie w kwiecistej, sięgającej za kolanko i do przesady przyzwoitej sukience, Lucy poczuła się jak miss powiatu. Doszła do wniosku, że nawet Amber, z jej umiłowaniem do zwiewnych sukienek, nie włożyłaby na siebie tego czegoś. Sukienka była jawnym gwałtem jej poczuciu stylu. Poczuła się nagle samotna i opuszczona. W Coral City zaraz zrobiłaby sobie zdjęcie komórką i wysłałaby je do Tatiany z dopiskiem „ratunku”. Przyjaciółka wpadłaby do niej z prędkością błyskawicy i razem śmiałyby się z żałosnego wyglądu Lucy. Komu tutaj mogłaby się wyżalić? Jack’owi? Z miejsca wyrzuciłby ją z pracy, gdyby zjawiła się w niej w tym stroju. Sięgnęła po telefon, zanim zdążyła zastanowić się co robi.

Amber

Wakacje się skończyły i otworzono bibliotekę, poszłam do niej z dwóch powodów. Po pierwsze nie mam już czego czytać, po drugie jeszcze przed wakacjami złożyłam podanie o staż do kierownika biblioteki. Przemierzałam właśnie ulicę, kiedy poczułam wibracje w kieszeni spodni. Nieczęsto ktoś do mnie pisał. Zazwyczaj robiła to mama, gdy chciała bym kupiła coś na mieście i tak zapewne było też tym razem.  Wyciągnęłam telefon z kieszeni i zerknęłam na wyświetlacz.

Lucy F.

10.45

Z racji tego, że mafia mojej ciotki przeistoczyła mnie w pastereczkę, proponuję Ci wycieczkę na pobliskie łączki. Chcę się wczuć w nową rolę, co Ty na to?


Cześć!
Napisanie tego rozdziału szło mi bardzo opornie i już myślałam, że nie podołam. 
Cały czas chciałam dodać coś jeszcze i jeszcze, a ostatecznie pominęłam kilka wątków - trudno pojawią się w kolejnej notce. Co do rozdziału... Nie jestem z niego zbyt zadowolona, ale chyba naprawdę nie stać mnie na nic lepszego na te chwilę.

5 komentarzy:

  1. Mnie się bardzo podoba ;-) Szczególnie Jack przypadł mi gustu, nie sądziłam, że tak się zachowa. Widzę, że Amber staje się obiektem westchnień, jestem ciekawa kto ją zdobędzie :-) Nie mogę się doczekać spotkania Lucy i Amber, czekam na kolejny rozdział! ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Przed każdą randką jedz grochówkę, ewentualnie fasolkę po bretońsku, a potem… nie krepuj się." i "miss powiatu" to mnie po prostu rozwaliło xD haha! się uśmiałam, masz poczucie humoru :) zabrakło mi Jareda w tym rozdziale, bo wzbudza on najgłębsze emocje i mnie intryguje :) Jack mnie zaskoczył, nie wiem, dlaczego aż tak bardzo przejął się zaistniałą sytuacją, ale przynajmniej dzięki niemu serducho Lucy się trochę ruszyło i pokazała, że potrafi się wzruszyć :) szkoda mi Mario, Tatiana się broni przed czymś więcej, ale może zmieni kiedyś zdanie, zobaczymy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że Jack'owi Lucy zastępuje trochę jego własną córkę. Może dlatego tak się przejął? A może po prostu jest porządnym człowiekiem, który dba o własny personel. Jared będzie w kolejnym rozdziale - bez obaw, nie mam zamiaru kończyć jego wątku tak szybko :)

      Usuń
  3. Witam!
    Uprzejmie informuję, iż Twój blog został oceniony na Ławie Przysięgłych.
    Zapraszam i pozdrawiam serdecznie,

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że tak mało blogów jest o stosunkach homoseksualnych, o odbieraniu tego przez społeczeństwo. Kreujesz bardzo realistyczną wizję postrzegania tego przez społeczeństwo małomiasteczkowe. Piękna historia, idealna, nie przesłodzona, ale i nie depresyjna. Ciekawie wykreowani bohaterowie i taka lekkość w opisywaniu, że człowiek od razu przenosi się do Twojego świata. Po prostu super! Na pewno będę zaglądać.

    OdpowiedzUsuń