Lucy z zaskoczeniem odkryła, że
obudziły ją promienie słońca, a nie pulsujący ból głowy, czy potrzeba rozmowy z
muszlą klozetową. Przeciągnęła się i usiadła na łóżku, rozglądając się po
pokoju. Przez chwilę poczuła się jak bohaterka książek Lucy Maud Montgomery.
Ściany były pokryte tapetą z kwiatki, trochę już sfatygowaną. Na drewnianej
podłodze leżał kolorowy, sznurkowy dywan. Wszystkie meble wykonane były z
jakiegoś jasnego drewna. Lucy nie znała się zbytnio na rodzajach drzew, pół
biedy jeśli jeszcze rosły w parku czy lesie. Umiała odróżnić brzozę,
kasztanowca, dąb, sosnę i świerk. I na tym kończyła się jej znajomość żywych
drzew. Natomiast rozpoznawanie drewna to była dla niej czarna magia.
Przypomniała sobie, że ojciec Amber jest stolarzem - może on mógłby odgadnąć z
czego zrobione są jej meble? Zaśmiała się z siebie w duchu, przy byle okazji
jej myśli biegły do blondynki, a przecież Lucy miała ważniejsze sprawy niż
rozmyślanie o wiejskich dziewczynach. Znów przebiegła wzrokiem po pokoju.
Pękata komoda w stylu barokowym ledwo pomieściła jej ciuchy. Oczywiście tylko
te letnie, zimowe ciotka zabrała na strych. Zamknęła je w wielkiej skrzyni i
kazała czekać na chłodniejsze dni. „Potem zamienimy twoje ubrania miejscami,
zniesiemy zimowe do sypialni, a letnie schowasz w skrzyni”. Zdaniem Lucy
prostszym rozwiązaniem byłoby wstawienie do pokoju drugiej komody, albo
najlepiej szafy. Ale czy ktoś ją pytał o opinię? W pokoju stały również toaletka i
biblioteczka w tym samym stylu co komoda. Ostatnim meblem było łóżko. Był to
zwykły, jednoosobowy tapczan z lat siedemdziesiątych, przykryty patchworkową kapą. Kwieciste ściany nie były ozdobione nawet najmniejszym obrazkiem, a w
oknach wisiały rolety. Pokój nie był urządzony w najlepszym stylu, ale miał w
sobie coś przytulnego. Problem w tym, że Lucy nie lubiła przytulnych,
pozbawionych gustu pomieszczeń. O wiele bardziej odpowiadała jej chociażby
sypialna Tatiany. Na samo wspomnienie pokoju przyjaciółki, powrócił obraz
zakrwawionego noża. Dziewczyna złapała
się za głowę i zamknąwszy oczy próbowała przypomnieć sobie wydarzenia z
feralnej nocy, poprzedzającej koszmarny poranek. Olśnienie przyszło nagle i
wywołało u Lucy skurcz żołądka. Z trudem powstrzymała wymioty.
Jared! Poszli razem do
pokoju Tat, rozmawiali, a on nagle zaczął się do niej przystawiać. „No chodź
Lucy, wiem, że tego chcesz”, „Nie opieraj się, będzie nam dobrze razem”, „Ja i
ty pasujemy do siebie, jesteśmy ulepieni z tej samej gliny”. Nie zwracał uwagi
na jej protesty, pchnął ją na łóżko i jednym ruchem zerwał z niej koszulkę.
Próbowała się bronić, ale była pijana, a on dużo silniejszy. Dłonią wymacała
nóż leżący na nocnym stoliku i przejechała nim po policzku napastnika.
„Zapłacisz mi za to dziwko” Zaklął i uciekł wściekły.
Dziewczyna starła łzę z policzka. Chciała zadzwonić do ojca, ale wiedziała, że on ma jej chwilowo dosyć. Tatianie nie mogła się zwierzyć, nie mogła narażać nikogo ze znajomych na zemstę Jareda. O rozmowie z ciotką nie było mowy. Amber? Nie, przecież ledwo ją zna. Sięgnęła telefon i wystukała z pamięci numer telefonu, -może tym razem odbierze. Sygnał, potem drugi i piąty, a w końcu poczta głosowa. Standard. Rzuciła telefon na łóżko i wierzchem dłoni starła kolejne łzy spływające po policzku.
- Dzięki, że mogę na ciebie liczyć, mamo.
Coral City
- Siadaj, ja ci naleję – stwierdził Mario dzierżąc w dłoni
patelnie z parującą jajecznicą.
Amber
Powiedzieć, że dobrze bawiłam się na ognisku byłoby naprawdę
grubą przesadą. Savannah cały wieczór siedziała tuż obok mnie trajkocząc na
temat Josh’a i innych chłopców z miasteczka. Lucy natomiast była pochłonięta
rozmową z Mandy. Poczułam wściekłość i to podwójną, bo nie dość, że zostałam
wykorzystana by sprowadzić tu Lucy, to jeszcze w ogóle mnie ona nie zauważała.
Chciałam z nią porozmawiać, ale w pewnym momencie po prostu znikła. Za to
podeszła do mnie Mandy.
- Dobrze się bawisz, Am? – uśmiechnęła się do mnie, a ja
poczułam się jeszcze gorzej. Postanowiłam przestać zgrywać idiotkę nieświadomą
tego co się wokół niej dzieje.
- Przestań Mandy, dobrze wiem, że zaprosiłaś mnie tylko ze
względu na Lucy. – wyraźnie zrzedła jej mina, aż zrobiło mi się głupio, że tak
ją zaatakowałam. – Nie martw się, mi to nie przeszkadza, jakoś się pogodziłam z
faktem, że nie chcesz mnie znać. – Przywołałam na twarz uśmiech, ale chyba nie
przekonałam Mandy swoimi słowami.
- Wiesz, to nie tak – zaczęła – po prostu nie wiem jak się
teraz wobec ciebie zachowywać.
- Jasne, skąd masz mieć pewność, że się nagle na ciebie nie
rzucę, prawda?
- Naprawdę nie rozumiesz. Zwierzałam ci się z sekretów,
miłostek, pragnień, a ty... poczułam się oszukana.
- Oszukana? A wiesz jak ja się poczułam? Jak śmieć. Tylko
dlatego, że chciałam być z tobą szczera.
- Nie zachowałam się fair, wiem. Jednak po prostu byłam
oszołomiona, musiałam sobie to wszystko poukładać.
- I nagle, gdy przyjechała Lucy stał się cud i wszystko
sobie poukładałaś?
Mandy zwiesiła głowę. Byłam okrutna, wiem, Jednak skazanie
mnie na towarzyski ostracyzm było równie okrutne.
- Przepraszam Am, może kiedyś mi wybaczysz i będziemy mogły
się znów przyjaźnić.
- To ci nie potrzebne, teraz masz Lucy. – Wstałam i
odeszłam. Naprawdę to zrobiłam, byłam zszokowana własnym zachowaniem, ale i
usatysfakcjonowana. Tyle czasu byłam cichą, szarą myszką, z której wszyscy
drwili. Nie umiałam bronić swoich racji, przytakiwałam ludziom gadającym
bzdury, choć miałam o wiele więcej do powiedzenia niż oni. Nie chciałam być już
popychadłem. Szłam poruszona znaną mi od lat ścieżką, gdy nagle na kogoś
wpadłam. Podniosłam wzrok i zobaczyłam Josh’a.
- Amber, ślicznie dziś wyglądasz… - wymamrotał, był wyraźnie
podchmielony.
- To miło, że tak mówisz, ale śpieszę się.
- Zawsze ślicznie wyglądasz, nie miałem odwagi ci tego
powiedzieć, ale postanowiłem zebrać się na odwagę. – O czym on mówił? To miały
być jakieś żarty?
- Cieszę się, że to powiedziałeś, ale naprawdę muszę już
iść. – Miałam dość, najpierw Mandy i jej wynurzenia, a teraz podpity Josh. Co
jeszcze? Chórek Robin Hood’a wyskoczy zza krzaków i zacznie śpiewać „Jesteś
szalona”?
- Odprowadzę cię – uśmiechnął się i wyrzucił w krzaki puszkę
po piwie.
- Niszczysz środowisko naturalne, Josh, a ja poradzę sobie
sama.
- Czemu taka jesteś?
- Jaka? – uniosłam brwi w zdziwieniu. Miałam dosyć jego
zalotów, a fakt, że zdecydował się na umizgi po kilku piwach tylko dodatkowo
mnie rozdrażniał.
- Niedostępna, nieugięta i w ogóle – czknął głośno – na nie.
I cóż miałam zrobić? Powiedzieć mu, dlaczego nie interesuje
mnie nawiązywanie bliższej znajomości? Wyłgać się? Westchnęłam głośno.
- Dobrze, odprowadź mnie lecz nie licz na nic. Ani dziś ani
w ogóle nigdy.
Zwiesił głowę i szedł obok mnie w milczeniu.
Salka
nieopodal kościoła nie była zbyt dużym pomieszczeniem, jednak z łatwością mogła
pomieścić dwadzieścia osób. Duże okna wpuszczały światło słoneczne, które rozświetlały
pomalowane na pistacjowy kolor ściany. Jasna klepka w jodełkę tu i ówdzie się
wypaczyła i niejednokrotnie słychać było charakterystyczne klikanie, gdy ktoś nastąpił
na odstający fragment podłogi. Na umeblowanie pomieszczenia składały się szkolne
krzesła i kilka foteli – każdy w innym stylu, oraz spory stół zastawiony
aktualnie robótkami ręcznymi. Niedokończony sweter, szalik, oraz kanwa
ozdobiona haftem krzyżykowym należały do kilku pań z koła gospodyń wiejskich.
Przed momentem właścicielki małych dzieł sztuki odłożyły je z rezerwą na blat
stołu i skierowały wzrok ku Susan Flores. Żadna z nich nie mogła uwierzyć w
słowa przyjaciółki. Pierwsza odezwała się Peggy Lewson, pulchna dama po
pięćdziesiątce o rumianych policzkach i małych, prosięcych oczkach.
- Więc mówisz, droga Susan, że przyszło ci się opiekować
córką naszego kochanego Ruperta. – widząc kiwnięcie głowy przyjaciółki,
kontynuowała – opowiedz nam o niej. Po którym z rodziców odziedziczyła
charakter?
- Niestety, obawiam się, że po matce. – Na słowa Susan wszystkie
panie, machinalnie uniosły swoje pomarszczone dłonie ku ustom.
- To tragedia! – wykrzyknęła Amelia Roland. – Cóż stanie się
z naszym miastem, kiedy ona zagości tu dłużej?! Jeśli faktycznie odziedziczyła
charakter po Eleonor – tu każda z kobiet zrobiła zniesmaczoną minę – to w ciągu
miesiąca poprzewraca chłopcom w głowach!
W salce zapanowała wrzawa. Peggy, Amelia i jeszcze kilka przyjaciółek
– każda miała coś do powiedzenia na ten temat. Pełne zgorszenia komentarze,
niczym nóż uciął głos Fiony Tyler.
- Dość dziewczęta. – Szczupła, czarnowłosa kobieta o włosach
związanych w ścisły kok ozdobiony pasmami siwizny wstała i zmierzyła wzrokiem
inne panie. – Lamenty i wyrazy oburzenia nic tu nie pomogą. Tylko zawstydzicie
biedną Susan, która wykazała się przyzwoitością godną podziwu i powiedziała
nam, co nas czeka. Teraz musimy przejść do działania. Być może nie jest za
późno, by nawrócić tą zagubioną duszyczkę na ścieżkę Pana.
- To bez sensu – odrzekła Amelia, wachlując zapadnięte
policzki najnowszym numerem „Głosu ambony”. – Na dzikusa i nieokrzesańca nie ma
rady, może gdybyśmy wywiozły ją na taczkach… - tego Susan nie zniosła.
- Amelio, nie chcę ci przypominać jakiego czynu dopuścił się
twój mąż przed kilkoma miesiącami. Nikt go z tego powodu nie wywoził na
taczkach, a może to by mu pomogło, gdyż zachowanie Duke’a nie uległo poprawie. –
Komentarz blondynki skutecznie zamknął usta Amelii i całej reszcie pań. Znów
odezwała się Fiona.
- Każda z nas ma w rodzinie czarną owcę. Jednak nie należy
ich piętnować, jak sugeruje Amelia. Musimy dać Lucianie szansę na poprawę. Mam
plan, który pomoże nam pokazać tej zagubionej dziewczynie ja wiele traci przez
swoje postępowanie.
Coral City
Wieczór osnuł
dzielnicę willową ciężką mgłą. Nie było to normalne w środku sierpnia, ale
przechodnie zdawali się nie zwracać uwagi na niesprzyjającą aurę. Te nieliczne
osoby, które Jared spotykał spacerując, przemykały chyłkiem znikając w bramach
rezydencji. Chłopak zapalił papierosa i przeczesał włosy palcami. Nie miał
pojęcia gdzie jest Lucy, a to wprowadzało go we wściekłość. Dosłownie zapadła
się pod ziemię. Stacy nic mu nie powiedziała i raczej nie ma czego u niej
szukać. Tatiana też nabrała wody w usta. Mario i Billy w ogóle nie wiedzieli,
że ich przyjaciółka gdzieś zniknęła. Dotknął szramy na swoim policzku i cisnął
niedopalonego papierosa na idealnie przystrzyżony trawnik jednej z posesji. Znajdzie
ją, choćby w piekle i wymierzy zasłużoną karę. Minął jeszcze kilka domów nim
znalazł się przy posiadłości ojca. Wcisnął kod do bramy i krocząc żwirową
alejką znikł w drzwiach willi przy Orenn Street 321.
Tatis, dziękuję Ci, że w dalszym ciągu czytasz moje opowiadanie :) widzę, że i Ty coś tworzysz, cieszę się i zamierzam przeczytać i niedługo to uczynię, kiedy tylko znajdę większą chwilę.. :)
OdpowiedzUsuńTrudno byłoby go nie czytać - jest strasznie wciągające ;)
UsuńBędzie mi bardzo miło, jeśli poczytasz moje wypociny :D
Dziękuję :)
UsuńPrzeczytałam już wszystkie Twoje rozdziały i powiem Ci szczerze, że jestem ogromnie zaskoczona. Podjęłaś się niby czegoś tak zwykłego, tworząc z tego coś oryginalnego. Piszesz o uczuciach lesbijek, nawiązujesz do imprezowego stylu życia i wielu problemów. Intryguje mnie Jared i zastanawiam się, co on zrobi, aby się zemścić, czy w ogóle odnajdzie Lucy. Czuję, że ona jest w niebezpieczeństwie! Życiorys Tatiany wbił mnie w fotel. Dziewczyna ma ogromnego pecha, jeśli w ogóle jest to dobre określenie. Póki co nie mam pojęcia, co myśleć o Amber i Mandy. Nie mogę się do nich przekonać, nie wzbudzają we mnie zbyt wielu emocji, ale może to przyjdzie z czasem. Co do samej Lucy chyba czuję tak samo. Ale czy ona ma kontakt ze swoją matką? Na początku tylko wspomniałaś, że nikt nie ma z nią nic wspólnego, a Lucy dzwoni do niej? Bardzo mnie to ciekawi! I już się nie mogę doczekać co wymyśli szanowna ciocia Susan i jej koleżanki! :D podoba mi się to, co piszesz i będę stałą czytelniczką :) jak na moje oko pojawiły się jakieś pojedyncze błędy, które jednak nie miały specjalnego znaczenia.. jakoś zresztą niekomfortowo bym się czuła oceniając oceniającą :D
u mnie trzynasty rozdział się wczoraj pojawił :)
hmm, czasem mam wrażenie, że rozpoczęłam za wiele wątków na raz, staram się jakoś każdy z nich rozwijać... Matka Lucy - nie wiadomo gdzie jest, ale córka oczywiście ma do niej numer. Jednak jak widać, niewiele jej z tego przychodzi. Wątek Mandy jeszcze się rozwinie, a Amber - teraz wiem,że muszę nad nią bardziej popracować ;)
UsuńCo do Jareda, mogę Ci zdradzić, że na pewno nie przestanie szukać Lucy i nie porzuci myśli o zemście.
Tatiana... tak dałam jej popalić, aż mi trochę jej żal. Co do wytykania błędów oceniającej - ja też jestem człowiekiem - wytykanie błedów jak najbardziej wskazane ^^
czasem tak jest, iż mamy wiele pomysłów, a potem trochę ciężko to wszystko pozbierać do kupy.. znam to.. ja lubię Twoje wątki, są interesujące i każdy z nich wciąga na swój sposób.. :) wydaje mi się, że opisujesz Amber w taki dość trochę błahy sposób - kiedy budzą się w niej jakieś emocje względem Lucy, to odnoszę wrażenie, iż ona jest skoncentrowana najbardziej na tym, że Lucy jest piękna, przebojowa.. chciałabym abyś sięgnęła trochę głębiej ;) Jared to moja ulubiona postać, najbardziej nieobliczalna, ja takie lubię :D a Tatianę powinno spotkać coś dobrego :)
Usuńwiem, rozumiem :) teraz już nawet nie przypomnę sobie jakie to błędy wpadły mi u Ciebie w oko, ale jeśli kiedyś coś znajdę to dam znać :)
kusi mnie, aby zgłosić się gdzieś na oceniającą, ale nie wiem kompletnie, czy dałabym radę i miała na to czas :)
No właśnie oddawanie emocji to u mnie najsłabsze ogniwo, ale pracuję, pracuje. Mam plan na całe opowiadanie i tak łatwo się nie poddam ;) Hehe ciekawe czy ta Twoja sympatia do Jareda przetrwa jak poczytasz dalej ;)
UsuńWiesz, spróbować zawsze warto. Ja też miałam obawy, bo - nie oszukujmy się - polonistką nie jestem i też błędy mi się zdarzają. Ale koniec końców to nie praca, tylko jakaś tam forma rozrywki (niosącej pożytek;)). Gdybyś się namyśliła, to cóż... nasza ocenialnia prowadzi nabór ;P
ważne, że chcesz się udoskonalać :) po to piszemy, aby być coraz lepszymi :) ideałów nie ma, każdemu zdarzają się błędy, ja wobec siebie też jestem krytyczna :) nie strasz mnie, Jared mnie intryguje jak nie wiem co i chyba będę go kochać nawet jak zrobi coś strasznego :D ale pewnie mogę się mylić :D
Usuńwiem, wiem, że prowadzicie nabór, ale póki co się wstrzymam, zacznę studia, na których bardzo mi zależy, i zobaczę jak będzie z moim czasem, bo przecież muszę też pisać rozdziały do swojego opowiadania ;)
Hej mogłabyś mi pomóc???
OdpowiedzUsuńNie za bardzo wiem w czym, powiedz o co chodzi ;)
UsuńSłuchaj, bo ja się kiedyś zgłosiłam do oceny na krytyce dla odwarznych i Midori mi odmówiła oceny i była trochę chamska i się pokłóciłyśmy. Ale to był blog który zakładałam jak miałam OSIEM lat niecałe i był dziecinny ale i tak na nim dalej pisałam mimo że dużo ludzi mnie obrażało bo nie lubili mojego bloga. NO i właśnie chciałam się zgłosić do oceny żeby mi ktoś powiedział co jest źle i doradził. Założyłam nowego bloga i Mia mi pisała tam rużne niefajne rzeczy a potem przeprosiła i się pogodziłyśmy nawet mam jej blogi w ilnkach i jest okej. Midori też raczej nie jest obrażona ale powiedziała że nie oceni mojego bloga. Ale teraz mam PROBLEM. Bo mi na bloga wchodża ludzie i spamują, MAM SPAM no i oni mówią brzydkie rzeczy przeklinają i obrażają mnie i nic im się nie podoba na blogu, jak ktoś mówi że robie błędy to je poprawiam a je robie czasem bo jestem dyslektaczka i mi się zdaża. no i poprawiam błędy ale i tak obrażają i mają pretensje JA NIE WIEM CO ZROBIĆ Z BLOGIEM ŻEBY TAK NIE BYŁO znasz się na blogach więc proszę pomóż mi to nie chodzi o ocenkę tylko o PORADĘ!!!
UsuńAha i Mia o tym mówiła i dużo ludzi że opowiadanie jest o zespole a tak nie jest, równie dobrze bil mógłby się nazywać edward, po prostu już tak zostało że tak się nazywa.
Aha no i nie da się wejść na mój profil bo się coś zepsuło i nawet Kazio (mój brat) nie wie czemu tak jest.
UsuńAdres: Klaudynki.blogspot.com
Tatis, tak sobie myślę i się zastanawiam nad moim szablonem, i chyba coraz bardziej jestem przekonana do zmiany... Niestety, kompletnie nie mam pojęcia o tajemnicach grafiki i tego typu rzeczach, czy mogłabyś mi pomóc? ;)
OdpowiedzUsuń