czwartek, 13 września 2012

Czy widziałeś tego szaleńca?

Jared stał przed lustrem, przyglądając się świeżej jeszcze ranie. Syknął z bólu, gdy palce dotknęły policzka, po czym uśmiechnął się gorzko. 
- Wejść! - krzyknął, gdy usłyszał pukanie do drzwi sypialni i wyszedł na spotkanie gościowi.
- Tęskniłeś? - drobna zielonooka brunetka śmiało wkroczyła do jego enklawy i rzuciła się na łóżko.
- Lucy...  - Zmierzył dziewczynę wzrokiem. Była ubrana tak jak lubił. Długa jasna koszulka odkrywająca wytatuowanie ramię i dżinsowa mini. Podszedł do dziewczyny  i zdecydowanym ruchem zerwał z  niej koszulkę odsłaniając małe, jędrne piersi spoczywające w koronkowej bardotce. Usiadł na niej okrakiem i namiętnie wpił się w jej delikatne, różowo-brzoskwiniowe usta. Nie był to pocałunek stęsknionych kochanków, a raczej akt posiadania. Brutalnie przygryzał idealnie wykrojone wargi dziewczyny, wsuwając jednocześnie dłoń pod jej spódniczkę. Odsunął się nieco i rozpiął rozporek spodni, patrząc brunetce w oczy.
- Widzisz co mi zrobiłaś suko? - obrócił twarz w jej stronę, ukazując zraniony policzek.
- Przepraszam...
- Milcz! - silnie wymierzony policzek zamknął usta dziewczynie. - Zachowałaś się jak suka i zostaniesz za to ukarana. - Na twarzy Jareda pojawił się lekki, niepokojący uśmiech. Chłopak ściągnął spodnie wraz z bokserkami i nie zawracając sobie nawet głowy wygodą dziewczyny odchylił materiał jej koronkowych majtek, po czym wszedł w nią brutalnie, mocno. Dłońmi ścisnął delikatne piersi, gniotąc je, drapiąc i gryząc. Jego biodra wykonywały silne i głębokie pchnięcia. Brunetka cicho pojękiwała, raczej z bólu niż z rozkoszy, jednak dla niego wydawało się nie mieć to żadnego znaczenia. Na moment wyszedł z niej i obrócił ją na brzuch. Chwycił jej biodra i pociągnął przysuwając ku sobie jej wiotkie ciało, gdy ponownie zagościł w jej kobiecości, aż jęknął z rozkoszy. Nadal jednak jego ruchy pozbawione były jakiejkolwiek czułości. Pochylił się i oparł się jedną ręką o łóżko, drugą wymierzał jej mocne klapsy.
- Warto było mnie tak potraktować? - wyszeptał brunetce do ucha i zaśmiał się, słysząc odpowiedź przeczącą. - Będziesz teraz grzeczną suczką swojego pana, prawda?
- Tak...
- Tak panie! - wbił paznokcie w pośladek dziewczyny.
- Tak panie, będę twoją grzeczną suczką. - Głośny jęk ekstazy zagłuszył jej deklarację. Odepchnął ją i wsunął na siebie spodnie.  Zmierzyła go wzrokiem pełnym oczekiwania. Jared sięgnął po leżący na biurku portfel i odliczył należną prostytutce kwotę. 
- Jaka była umowa? - chwycił jej nadgarstek, gdy wyciągnęła dłoń po zapłatę.
- Nie znam cię i nigdy nie kontaktowałam się z tobą.
- Brawo. - Uśmiechnął się gorzko i pożegnał dziewczynę. Teraz jego myśli znów pobiegły w stronę Lucy. To ją, a nie tą małą dziwkę powinna spotkać kara za to co zrobiła. Problem w tym, że suka ukryła się gdzieś i nikt nie wie, gdzie jest. Ale on ją znajdzie, a wtedy panna Flores przekona się, że zadarła z kimś z kim nie powinna zadzierać.


                Stacy nie była zbyt zachwycona prośbą managera One Gun, jednak kiedy zaproponował dwustu-procentowe wynagrodzenie, zgodziła się zostać do zamknięcia lokalu.
-Ratujesz nam życie, jedna z dziewczyn ot tak napisała, że nie przyjdzie.
- W porządku Peter, to nic takiego. – wzruszyła ramionami wycierając jeden ze stolików.
- Nic takiego? Jesteś chyba jedyną kompetentną kelnerką w tym pierdolniku. Myślę, że należy ci się podwyżka. – Stacy otworzyła szeroko oczy. Takiego obrotu sprawy się nie spodziewała. Mężczyzna zauważył rozpromienienie na jej twarzy i sam się uśmiechnął. – Kiedy masz teraz zmianę?
- Pojutrze.
- Przyjdź wcześniej, omówimy zmianę umowy.
-Przecież mówiłeś tylko o podwyżce.
- To nie rozmowa na teraz, masz klienta – Peter skinął głową w stronę drzwi wejściowych, w których stał chwiejąc się na nogach Jared. Stacy Jareda znała i niezbyt zanim przepadała. Był to nowy przyjaciel Lucy, o ile można to tak nazwać. Stacy od kiedy pierwszy raz go zobaczyła wiedziała, że leci on na jej dziewczynę. To spowodowało zazdrość. Zazdrość spowodowała wyrzuty i kłótnie. Kłótnie… „ Nie mogę tak dłużej, Stacy. To bez sensu, duszę się. Ograniczasz mnie…” słowa byłej dziewczyny wróciły jak zły duch. Potrząsnęła głową, chcąc je odgonić i podeszła do mężczyzny.
- Co podać?
- Stacy. –Tak jak się spodziewała, nie zrezygnował z okazji by ją upokorzyć. - Pracująca dziewczyna. Słodko wyglądasz w tym... mundurku? - dziewczyna zacisnęła zęby. Jak Lucy mogła się przyjaźnić z tym frajerem.
- Pozwoli pan, że poprowadzę go do stolika. - oficjalna formuła podziałała na chłopaka jeszcze bardziej pobudzająco.  
- Och, nie bądź taka zimna, Lucy opowiadała jaka potrafisz być gorąca, może mi pokażesz? Chciałbym się przekonać, czy miała rację. - krople potu wystąpiły na czole dziewczyny. Czuła się zawstydzona i upokorzona.
- Na początek proponuję coś lekkiego, a...
- Podaj mi butelkę Jack'a Daniels'a, a w ramach kompleksowej obsługi klienta wskocz pod stół i mi obciągnij. - Odwróciła się na pięcie i poszła w stronę baru. Zamknęła oczy czując piekące łzy pod powiekami. Jared nie był jedynym chamskim klientem, jakiego musiała obsłużyć. Ten chłopak jednak miał wyjątkowy dar uświadamiania innym jak mało znaczą, jak są żałośni, biedni i beznadziejni. Na myśl o tym, że musi wrócić do jego stolika zrobiło jej się niedobrze. Jednak praca jest pracą, a Stacy miała zwyczaj wykonywania jak najlepiej zadań, które jej powierzono. Dziś musi obsłużyć rozpuszczonego nic nie wartego skurwiela, który szydzi z niej na każdym kroku. Zaciśnie zęby i zrobi to . Nie pokaże, że jego słowa w jakikolwiek sposób na nią wpływają. Nie da mu tej satysfakcji.
- Pańskie zamówienie. - Postawiła na stoliku butelkę i szklankę z lodem.
- A może tak zdjęłabyś ten mundurek? Chciałbym zobaczyć, czy jesteś nago równie sexy jak Lucy. - On kłamie, powtarzała sobie w myślach, nie widział Lucy nago. 
- Obawiam się, że nie leży to w zakresie moich obowiązków.
- Leży nie leży, może okażesz się jeszcze bardziej drapieżna niż ona. Zobacz co zrobiła mi na imprezie u Tatiany. - Pokazał jej wielką ranę na policzku.
- Radzę zgłosić się na pogotowie, pozostanie po tym nieładna blizna. - Impreza u Tatiany? Ach, więc wraz z zerwaniem została wykluczona z kręgu towarzyskiego, bardzo miło.
- Nieładna blizna zostanie na twarzy tej kurwy, gdy ją dorwę! - Jared podniósł się i złapał za blat stolika, wywracając go. Stacy obejrzała się na ochroniarza, jednak żadnego nie było akurat na sali. - Przekaż jej, że ją znajdę, a wtedy cała będzie pocięta, rozumiesz?! Cała! - W tym momencie podbiegł barczysty ochroniarz i złapał Jareda za barki, praktycznie wynosząc go z lokalu. Stacy huczało w głowie. Zawsze wiedziała, że Jared jest głupim, pustym synalkiem, którego ojciec pozwalał synowi na wszystko. Nie spodziewała się jednak, że potrafi być tak impulsywny i agresywny. Wspomnienie o Lucy, uświadomienie jej o tym, że wszyscy wspólni znajomi odwrócili się od niej i w końcu atak agresji Jareda uwolniły stłumione emocje. Dziewczyna skuliła się i objęła kolana rękami. Musi ostrzec Lucy, musi się z nią skontaktować. Problem polegał na tym, że po zerwaniu jej eks zmieniła numer telefonu. 

Milano Spring 

Amber mrużyła oczy próbując ratować się przed oślepieniem. Co roczny piknik letni był jedną z okazji, by wszystkie rodziny spotkały się i dokonały oceny sąsiadów. W tym roku pogoda dopisała i słońce z premedytacją torturowało zapominalskich, którzy nie zaopatrzyli się w przeciwsłoneczne okulary. Dziewczyna usiadła na trawie, pod drzewem i otworzyła ulubioną książkę. Kątem oka zobaczyła zmierzająca w jej stronę Savanah. Westchnęła ciężko. Rozgadana, wiecznie plotkująca blondynka była ostatnią osobą, z którą Amber chciałaby teraz rozmawiać. Uśmiechnęła się jednak szeroko i odłożyła książkę.
- Cześć, coś się stało? Jesteś taka podekscytowana.
- Cześć! - Savanah usiadła obok niej wyciągając w stronę koleżanki kawałek ciasta roboty którejś z pań, być może nawet jej własnej mamy. - Uwielbiam te nasze pikniki, a ty?
- Ja niezbyt. - Amber pokręciła przecząco głową, odmawiając tym samym skosztowania wypieku. 
- Wiesz, dziś Mandy robi ognisko. Przyjdziesz?
- Ja chyba raczej nie jestem zaproszona.
- A no tak. Głupio palnęłam. - Mruknęła blondynka wpychając ciasto do ust. Nie wyglądała na zbyt zakłopotaną popełnioną gafą.
- Nie szkodzi, naprawdę. - Amber uśmiechnęła się trochę na siłę.
- To musi być straszne, być wykluczonym z kręgu towarzyskiego. Wszyscy się bawią, a ty siedzisz sama w domu i się nudzisz. Nie jest na pewno miło być takim wyrzutkiem, mieć wrażenie, że nigdzie cię nie chcą.
- Właściwie - zza pleców Savanah doleciał melodyjny, wysoki głos. - Amber idzie na to ognisko. 
Obie dziewczyny z zadziwieniem spojrzały na stojąca tuz przy nich Mandy. 
- O ile się zgodzisz, Am. - Nowo przybyła uśmiechnęła się do totalnie zszokowanej dziewczyny.
- Ja, no jasne... przyjdę jeśli chcesz.
- Świetnie, to widzimy się wieczorem. - Mandy odwróciła się na pięcie i już miała odejść, gdy nagle ponownie spojrzała na Amber. - I przyprowadź tą nową, Lucy.

Amber

Stoję pod drzwiami domu pani Flores i zastanawiam się, co ja tu właściwie robię. Kiedy Mandy zaproponowała mi udział w ognisku byłam wniebowzięta i nie dotarł do mnie fakt, że zaprosiła mnie tylko po to, by poznać Lucy. Cała Mandy - zawsze dążyła do tego co nowe, nieznane. I nic nie mogło stanąć jej na drodze, by osiągnąć cel. Dlatego się poświęciła i zaprosiła mnie. Podeszłam do drzwi i zapukałam delikatnie. Zero odpowiedzi. Rozejrzałam się i zauważyłam dzwonek - jak mogłam się nie domyślić? Zadzwoniłam dwa razy i po chwili drzwi otworzyła mi ciotka Lucy. Serdeczny uśmiech na jej twarzy dał mi znać, że jestem tu mile widziana.
- Amber, złotko wejdź proszę. - Otworzyła drzwi szerzej, a ja znalazłam się w niewielkim przedpokoju, z którego automatycznie zostałam wepchnięta do salonu. - Lucy jest u siebie, pójdę po nią, poczekaj chwilkę. - Oznajmiła i już jej nie było. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nowoczesne meble w jasnych kolorach jakoś dziwnie nie pasowały do wizerunku Susan Flores. Przede wszystkim nie wyglądały na tanie, a ona przecież nie pracowała, tylko utrzymywała się z jakichś drobnych prac. Ciężko było mi wyobrazić sobie panią Flores siedzącą na tej jasnej kanapie i oglądającą jakiś serial w telewizorze plazmowym. W oknach nie było firanek, a jasne, kremowe rolety. Zaczęłam zastanawiać się, czy to nie sprawka Lucy, kiedy z zamyślenia wyrwał mnie niski, spokojny głos.
- No hej, co jest? - Wyglądała zabójczo. Delikatny makijaż podkreślał jej kocie oczy, a koszula w kratkę wypuszczona na spodnie sprawiała, że moja znajoma wydawała się jeszcze bardziej krucha niż ostatnio.
- Cześć - uśmiechnęłam się na jej widok - przyszłam z zaproszeniem na ognisko, dziś wieczorem.
- Ognisko? - wyraz jej twarzy wyrażał lekki szok.
- Tak, zawsze po pikniku letnim, Mandy wyprawia ognisko. Zaprasza wszystkich ludzi w naszym wieku i...
- I ciebie też zaprosiła? 
- No tak, ale pod warunkiem że zaproszę ciebie.

Lucy

Stoję sobie pod drzewem z plastikowym kubkiem wypełnionym piwem. Lepi się do mnie jakieś robactwo, a ogólny hałas doprowadza mnie do szału. Jak mogłam dać się na to namówić? Ok, lubię imprezy. Ale to nie jest impreza do cholery! Amber siedzi na jakiejś oponie czy czymś tam i rozmawia w roześmianą blondynką, której przydała by się mała dieta. Jakaś parka obściskuje się pod drzewem. Kilku kolesi skacze przez ognisko a w moją stronę zmierza kelnereczka. 
- Jednak przyszłaś - zmierzyła mnie wzrokiem - cieszę się, że Amber udało się ciebie namówić. Jestem Mandy.
- W sumie nie musiała mnie namawiać. Poprosiła, więc przyszłam. Tak, wiem, pamiętam cię z baru. - Mandy roześmiała się lekko.
- O tak, moje życiowe powołanie. Nalewać piwo podstarzałym facetom - wydęła usta, co przywiodło mi na myśl małą kaczkę. - Naprawdę, spełnienie moich marzeń.
- Słyszę sarkazm, czy tylko mi się wydaje? - uśmiechnęłam się do niej. Mandy pochyliła się w moją stronę.
- Duszę się tu. W tej dziurze. Tu nie ma żadnych perspektyw - przytaknęłam milcząco. Tu dziewczyna miała rację. - a ja mam ambicje, rozumiesz? Nie chcę skończyć niańcząc dzieci i piekąc rok w rok ciasta. 
- Więc co chcesz robić?
- Uciec. Chcę stąd wyjechać. Tylko nie mam jak. 
- Trzymają cię na smyczy? - zdziwiłam się. 
- No co ty! - prychnęła biorąc łyk piwa. - Popatrz na mnie, co widzisz? - odsunęła się kilka kroków, bym mogła ją ocenić. 
- Najlepiej ubraną dziewczynę w Milano Spring? - zapytałam zgodnie z tym co podpowiadał mi umysł.
- Właśnie! W Milano Spring jestem wyrocznią mody. To znaczy byłam, zanim ty się pojawiłaś. Ale nie oszukujmy się. Wystarczył  rzut oka, bym zrozumiała, że w wielkim mieście wyglądałabym jak wieśniara.
- Ej, nie przesadzaj...
- Co nie przesadzaj?! - przerwała mi, wyraźnie zirytowana. - Ja chcę więcej! Rozumiesz? Chcę się wybić, mam plany, ambicje! Chcę... - głos ugrzązł jej w gardle. Popatrzyła na mnie speszona, jakby dopiero teraz zrozumiała, że gada z właściwie obcą osobą o swoich marzeniach.
- No co chcesz? - zapytałam łagodnie, żeby nie czuła się osaczona.
- Nie będziesz się śmiać? - popatrzyła na mnie z mieszanką nieufności i nadziei w oczach.
- Słowo honoru - starałam się zachowywać poważną minę, choć cała ta sytuacja zaczęła mnie bawić.
- Chcę być projektantką mody. Patrzę na ciebie i widzę, że się na tym znasz. Pewnie sama interesujesz się modą, pomyślałam sobie, że może mnie czegoś poduczysz.
- Ja modą? - wybuchłam śmiechem. - Nie ma szans. Zakładam to co doradzi mi Ta... - olśniło mnie w jednej chwili. - Ja nie interesuję się modą, ale znam kogoś kto co pomoże.

Coral City

Tatiana otworzyła drzwi swojego apartamentu i uśmiechnęła się szeroko. 
- Jednak przyszedłeś.
- Prosiłaś o pomoc, więc jestem. - Mario objął delikatną sylwetkę dziewczyny i przyciągnął do siebie. Delikatny dreszcz przebiegł po jej szyi, gdy musnął ją ustami. 
- Nie zrozumiałeś mnie, co z Angie? - Speszona popatrzyła na przyjaciela. Owszem, wiedziała, że od dawna mu się podoba i to z wzajemnością. Jednak moralne zasady, które sama sobie wpoiła nie pozwalały jej na romansowanie z zajętymi mężczyznami.
- Zerwała ze mną po seksie z Mel, którego nie pamiętam. - Tatiana popatrzyła mu w oczy. W piwnych tęczówkach tańczyły drobne, radosne iskierki kiedy na nią patrzył. Tak dobrze je znała. Spuściła nieco wzrok i zatrzymała go na idealnie wykrojonych ustach Mario. Nie była w stanie zliczyć ile razy pragnęła dotknąć ich swoimi wargami. Przesunęła dłonią po policzku szorstkim od jednodniowego zarostu. Delikatnie musnęła jego wargi uwalniając tym samym wszystkie tak długo skrywane uczucia. Szum w jej głowie porównywalny był do tego, który odczuwała na haju, jednak silniejszy intensywniejszy i dużo przyjemniejszy. Chciała go mieć. Całować. Kochać. I teraz go miała. W końcu mogła zdjąć maskę zimnej, pozbawionej uczuć imprezowiczki i oddać się bez reszty temu uczuciu, które ją pochłaniało, topiło każdą część jej ciała. 
- Kocham Cię - usłyszała cichy, niski głos i z radością stwierdziła, że może mu odpowiedzieć tylko i wyłącznie tym samym.

1 komentarz:

  1. Witaj.

    Z oceną Twojego bloga nie będzie najmniejszego problemu. Sceny erotyczne, jak napisałam na swojej podstronie, są dopuszczalne. Chodzi jedynie o to, by cały blog nie opierał się wyłącznie na seksie, bo to aż mdli.
    Należę do dość zawężonej grupy osób czytających FF AltMal na podstawie gry Assassin's Creed, więc homoseksualizm mnie nie odrzuca.
    Pierwszy raz trafił mi się blog, gdzie występuje miłość męsko-męska. Dzięki za zgłoszenie się do mnie ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń